Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 03.djvu/235

Ta strona została uwierzytelniona.

Walentyna już otworzyła usta, chcąc opowiedzieć wszystko, gdy przyszło jej na myśl, iż na dnie tej strasznej tajemnicy jest coś, co nietylko do jej dziadka należy, więc się powstrzymała.
— Później ci opowiem, gdy zostanę już twoją żoną.
Na tem się zakończyła rozmowa kochanków. Walentyna przyrzekła tylko jeszcze, iż nazajutrz wieczorem przyjdzie do ogrodu, i odeszła.
Gdy to się działo, pani de Villefort udała się do Noirtiera, który przyjął ja okiem posępnem, jakiem ją przyjmował nieodmiennie.
— Panie — rozpoczęła mówić, udając iż nie zauważyła niechętnego wzroku starca — nie potrzebuję cię zawiadamiać o tem, iż małżeństwo Walentyny zostało zerwane, ponieważ stało się to w tym właśnie pokoju.
Noirtier siedział nieporuszony.
— Tego jednak pan nie wiedział zapewne, iż skojarzyć się ono miało wbrew mojej woli. Otóż obecnie, gdy małżeństwo to, tak ci nienawistne, jest już zerwane przyszłam do ciebie, by ci zwrócić uwagę, panie, na jednę okoliczność, o której ani mąż mój, ani tem bardziej Walentyna mówićby z tobą nie śmieli.
Oczy Noirtiera wyrażać zaczęły ciekawość i zdumienie.
— Przychodzę do pana z prośbą, z którą ja jedna tylko mam nietyle prawo, ile odwagę wystąpić, jako jednostka absolutnie w tej sprawie nie zainteresowana. Chcę cię prosić mianowicie, abyś zwrócił teraz majątek swej wnuczce, którego ją, z przyczyn uzasadnionych być może, niedawno pozbawiłeś.
Wzrok Noirtiera przez jakiś czas wyrażał niepokój, jakby szukał on powodów, które zniewoliły panią de Villefort do wypowiedzenia prośby. Po chwili znieruchomiał, jakby ich nie znalazł.
— Mogę mieć nadzieję, iż prośba moja będzie miała pożądany skutek?
— Tak jest — wyraził wzrok paralityka.