— Tak, panie wicehrabio — odpowiedział zapytany.
Wtedy Morcef wszedł do lokalu, lecz przed drzwiami zatrzymał go mały chłopiec.
— Przepraszam pana wicehrabiego — powiedział — lecz mi wzbroniono wpuszczać kogokolwiek.
— I mnie także? — zdziwił się Morcef, który w strzelnicy był stałym gościem.
— Nie wolno mi wpuszczać nikogo. A to dlatego, proszę pana wicehrabiego, że ten pan, który teraz uczy się strzelać, przy nikim strzelać nie chce. Jest tam tylko murzyn, który nabija pistolety.
— No to idź-że teraz do tego pana i powiedz mu, że chciałbym się z nim zobaczyć, dobrze?
Chłopiec pobiegł, a po chwili ukazał się Monte Christo.
— Wybacz, kochany hrabio, iż cię ścigam aż tutaj — odezwał się Albert — byłem jednak u ciebie w domu, gdzie powiedziano mi, iż cię niema i że wrócisz dopiero o dziesiątej, poszedłem więc się przejść, gdy oto ujrzałem twój powóz przed bramą, więc wszedłem tutaj.
— Z tego, co mi pan opowiadasz, wnioskuję, że chcesz mnie zaprosić na śniadanie?...
— Ach, bynajmniej. Obrażono mnie, muszę się bić i właśnie przyszedłem cię prosić, hrabio, byś zechciał być moim świadkiem.
— Widzę, że to istotnie ważna sprawa, nie możemy więc mówić o niej tutaj; proszę cię więc do strzelnicy. Ali, wody!
I hrabia, mówiąc to, wszedł do strzelnicy.
— Niech pan idzie, panie wicehrabio, a zobaczy pan ciekawe zaprawdę rzeczy — rzekł posługujący chłopiec.
Morcef wszedł i ujrzał do ściany przybite karty treflowe, od asa do dziesiątki.
— Zastałeś mnie, wicehrabio — zawołał śmiejąc się hrabia — przy pracy wzbronionej podobno przez prawo, przy fabrykacji kart mianowicie. Miałem, widzisz, same tylko asy i dwójki treflowe, więc porobiłem z nich sobie trójki, czwórki i tak dalej, aż do dziesiątki włącznie.
Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 03.djvu/240
Ta strona została uwierzytelniona.