Albert zbliżył się wtedy do kart i zobaczył, iż kule z dokładnością maszyny powybijały znaki we właściwych miejscach, tak iż wyglądały jak czarne punkty znaków treflowych.
Jakby tego nie było jeszcze dosyć, Morcef ujrzał tu i owdzie leżące na ziemi jaskółki, które były natyle nierozsądne, iż bez względu na echo strzałów odważały się przelatywać ponad strzelnicą i zginęły od pistoletowych kul hrabiego.
— Niech djabli wezmą! — powiedział, widząc to, Morcef.
— Cóż chcesz, kochany wicehrabio? — odpowiedział Monte Christo, ocierając dłonie ręcznikiem — muszę przecież zabić czemś czas, więc tak oto się zabawiam od czasu do czasu. Ale możemy już iść, jestem gotowy.
Wsiedli do powozu i wkrótce stanęli przed pałacem hrabiego. Monte Christo wprowadził wtedy Morcefa do gabinetu i poprosił siedzieć, wskazując krzesło.
— Pomówmy teraz spokojnie — rzekł następnie. — Z kim zamierzasz się bić?
— Z panem Beauchamp. Jest on, jak ci zapewne, hrabio, wiadomo, redaktorem dziennika, „l‘Impartial“, w którym taki oto znalazł się artykuł.
I Morcef podał dziennik hrabiemu, który go wziął i czytać zaczął:
„Donoszą z Janiny. Wypadek dotąd w Paryżu nieznany. Jak wiadomo z historji, niepodległość swego księstwa Ali-Teleben utracił wskutek zdrady pewnego oficera, otóż teraz dowiadujemy się, iż oficer ten nazywał się Fernand...
— Cóż stąd? — zapytał Monte Christo, po przeczytaniu wzmianki — cóż pan tu widzisz takiego, co by cię obrażało?... Co cię może ten artykulik obchodzić?
— Obchodzi mnie, i to bardzo, ponieważ ojciec mój, hrabia de Morcef, ma imię chrzestne Fernand.
— Czy pański ojciec służył u Ali-Paszy?
— Tak jest, walczył za niepodległość.
— To co innego. Powiedz mi jednak, u djabła, kto wiedzieć może we Francji, że ów Fernand jest właśnie dzisiejszym
Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 03.djvu/241
Ta strona została uwierzytelniona.