Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 03.djvu/249

Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ X.
ORANŻADA

Morrel istotnie mógł być uważany za człowieka szczęśliwego.
Bo oto pan Noirtier przysłał po niego, a wtedy oficer spahisów tak bardzo gorąco pragnął się dowiedzieć, jakie były przyczyny tego wezwania? — iż wolał zaufać swym własnym nogom, aniżeli dorożkarskim szkapom; biegł więc bez tchu nieomal z ulicy Meslay, na przedmieście St. Honore.
Morrel szedł krokiem gimnastycznym, a biedny Wawrzyniec jak mógł, tak pospieszał za nim. Morrel miał lat trzydzieści jeden, Wawrzyniec sześćdziesiąt; Morrel był upojony miłością, Wawrzyniec znużony nadmiernym upałem; Morrel stanął na miejscu niezmęczony, bo miłość dodaje skrzydeł; natomiast Wawrzyniec, który oddawna przestał się kochać, był cały potem oblany.
Stary sługa wprowadził Morrela bocznem wejściem do apartamentu Noirtiera, a wkrótce szelest sukni uprzedził młodzieńca o nadejściu Walentyny, która w sukniach żałobnych wyglądała zachwycająco; po chwili jednak i krzesło paralityka zaturkotało kółkami po podłodze i dwaj nowi przyjaciele spojrzeli sobie w oczy.
Noirtier przychylnym wzrokiem przyjął podziękowanie Morrela za to iście cudowne wstawiennictwo, które wydobyło jego i Walentynę z dna rozpaczy.
Gdy Maksymiljan skończył swe podziękowania, Walentyna odezwała się w te słowa: