chciej pamiętać, iż dziadek mój zalecił panu, nie narażać przyszłości naszej żadnym lekkomyślnym postępkiem.
— Przyrzekłem czekać — odpowiedział Morrel — a więc proszę wierzyć, iż czekać będę najcierpliwiej.
W tej chwili wszedł Wawrzyniec.
— Kto dzwonił? — zapytała Walentyna.
— Doktór d‘Avrigny — odrzekł stary sługa i zachwiał się na nogach.
— Cóż ci to jest, mój Wawrzyńcze? — zawołała panna de Villefort.
Stary sługa nic nie odpowiedział, spojrzał tylko na swego pana obłąkanym wzrokiem, przyczem wyschłą ręką usiłował oprzeć się o cośkolwiek, aby nie upaść. — Drżenie coraz silniejsze obejmowało nieszczęśliwego; rysy twarzy, zmienione konwulsyjnemi ruchami muskułów, mówiły o bardzo silnym ataku nerwowym. Po wielkich wysiłkach, Wawrzyniec zdołał się dowlec do swego pana.
— Boże, mój Boże!... ratuj mnie, panie, bo coś okropnego się ze mną dzieje. Nie widzę już nic prawie, tysiące ogni czaszkę mi rozsadza. Nie dotykaj mnie, panie Morrelu, nie dotykaj!
Wzrok starca stawał się coraz błędniejszy, głowa przechyliła się w tył, zaś całe ciało wić się zaczęło i kurczyć.
Przerażona Walentyna krzyknęła przeraźliwie.
— Panie d‘Avrigny, panie d‘Avrigny!... zawołała następnie — ratunku!
Wawrzyniec padł tymczasem, wijąc się w boleściach, u stóp Noirtiera.
Pierwszy wpadł do pokoju de Villefort, krzykiem oraz jękami Wawrzyńca przywołany.
Morrel cofnął się wtedy nagle i ukrył za portjerą.
Widok umierającego starca zrobił na Villeforcie wstrząsające wrażenie, utkwił w niego obłąkane wprost spojrzenie.
Noirtier wrzał cały z niecierpliwości i trwogi, widać było, iż z całej duszy pragnął biec na pomoc starcowi, który był raczej jego przyjacielem, niż sługą.
Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 03.djvu/252
Ta strona została uwierzytelniona.