Wawrzyniec tymczasem z twarzą okropnie zmienioną, oczami krwią nabiegłemi i odrzuconą w tył głową, jęczał i bił rękami o podłogę, gdy nogi pokalecozne zdawały się nie zginać, lecz łamać raczej. Krwawa piana ukazała się na ustach.
Villefort, zrozpaczonym ruchem chwycił się za głowę i rzucił się do drzwi z wołaniem: — doktorze, doktorze!
— Panie de Villefort! — wołała jednocześnie Walentyna — przychodź co prędzej i przynieś swój flakonik!
— Cóż się tam stało? — odezwał się z dołu spokojny i dźwięczny głos, po chwili pani de Villefort weszła do pokoju.
Gdy się w nim znalazła, spojrzała naprzód na Noirtiera, dopiero później rzuciła wzrokiem na konającego, a wtedy nagle zbladła i cofnęła się z krzykiem.
— Gdzież jest doktór? — wołał de Villefort — przecież to atak apoplektyczny, szybki ratunek mógłby go ocalić.
— To pewnie z przejedzenia — powiedziała pani de Villefort.
— Nie, pani — odpowiedziała Walentyna — biedny Wawrzyniec nie jadł dziś nawet śniadania, bo nie miał na to czasu. Biegał dużo, a za powrotem napił się oranżady.
— To bardzo źle. Lepiej było napić się wina.
— Być może, lecz oranżada stała w pokoju dziadunia, więc się napił tego, co było pod ręką.
Pani de Villefort po usłyszeniu tych słów widocznie zadrżała; Noirtier przeszył ją wtedy przenikliwym wzrokiem.
— Pytam raz jeszcze, gdzie jest doktór — zawołał de Villefort — dlaczego pani nie odpowiada?
— Jest teraz w pokoju Edwardka, który cokolwiek niedomaga — rzekła pani de Villefort, widząc, że nie da się dłużej przeciągać sprawy.
Villefort, po otrzymaniu tej informacji, wpadł szybko na schody.
— Weź to, proszę cię — rzekła pani de Villefort do Walentyny, oddając jej flakonik z purpurowym płynem — ja
Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 03.djvu/253
Ta strona została uwierzytelniona.