Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 03.djvu/259

Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ XI.
OSKARŻENIE.

— Znowu śmierć w moim domu! — zawołał de Villefort.
— Nietylko śmierć, ale i zbrodnia.
— Panie d‘Avrigny, jest niemożliwością, byś pojąć zdołał, co się w mem sercu dzieje. Jestem jakby martwy...
— To źle, albowem najwyższy już czas, byśmy działać zaczęli, już czas, by położyć tamę temu straszliwemu pochodowi zbrodni.
De Villefort spojrzał wzrokiem najzupełniej obłąkanym.
— I to w moim domu — wyszeptał — w moim domu! I kogóż ty, doktorze, masz w podejrzeniu?
— To nie moja rzecz — oskarżać. Wiem to natomiast, iż śmierć swobodnie po twoim domu, panie prokuratorze królewski, krąży i uderza, — z rozwagą, a pewnie. Idę za nią ślad w ślad, poznaję zawsze jej przejście!... Więc ci powiadam, z całą świadomością wagi swych słów, że w domu twym, w rodzinie własnej może nawet, masz potwora jaki wszędzie, pomiędzy proletarjatem, czy na stopniach tronu choćby, narodzić się i żyć może. Lokust, Agrypina, Brunhold, Frenegonda... są tego przykładem. A kwiat młodości kwitnął na ich czołach, gdy truli, kobiety były nietylko młode, ale i piękne. Ten sam kwiat niewinności i piękna spostrzegamy również i na czołach tych winnych, do rodziny twej należących.
De Villefort zakrzyknął rozpacznie i spojrzał na doktora błagalnym wzrokiem.
Lecz ten mówił dalej bez żadnej litości: