Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 03.djvu/264

Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ XII.
IZBA DAWNEGO PIEKARZA.

W chwili, gdy hrabia de Morcef wychodził od Danglarsa, przejęty wstydem i wściekłością, pan Andrzej Cavalcanti, z czupryną ufryzowaną i błyszczącą, z wymuskanemi wąsikami, w białych rękawiczkach, wpadał jak wicher do domu bankiera.
Po wstępnych ukłonach bardzo zręcznie odciągnął Danglarsa na stronę i zaczął mu obszernie przedstawiać wszystkie udręki swego serca, jakie w niego uderzyły, po wyjeździe ojca. Od chwili jego odjazdu znalazł, jak mówił, w rodzinie bankiera, która go przyjęła jak syna, wzór wszystkich cnót i obraz prawdziwego szczęścia domowego, ponad które niemasz nic lepszego na świecie. Znalazł ponadto jeszcze najwyższe piękno, oczy panny Eugenji, więc jeżeli jej ojciec uznałby go za godnego tego zaszczytu, to on natychmiast napisałby o tem do swego ojca.
Danglars z wielką uwagą wysłuchał oświadczyn, a potem rzekł:
— Panie Andrzeju, czy pan nie jesteś tylko zbyt młody na to, by myśleć o małżeństwie?
— Nie zdaje mi się, szanowny panie. Arystokracja włoska zwykła bardzo młodo wstępować w związki małżeńskie. I jest to zwyczaj nader rozsądny, życie jest tak krótkie, że należy szczęście chwytać, gdy tylko ono do nas zawita.
— Przypuśćmy, kochany panie, — odpowiedział na to Danglars — na chwilę, że zamiary pańskie, zaszczyt mi przyno-