Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 03.djvu/301

Ta strona została uwierzytelniona.

niewesoło wyglądasz? Czy nie jesteś wypadkiem i bezwiednie zakochany w pannie Danglars?
— Chyba, że bezwiednie — odpowiedział młody człowiek śmiejąc się wymuszenie — mówiąc serjo jednak, to migrena mi dokucza.
— A wiesz, kochany vice-hrabio, — zawołał Monte Christo — że ja mam doskonały środek na tę chorobę.
— Cóż to za lekarstwo?
— Zmiana miejsca, podróż. Właśnie dziś mam zamiar wyjechać, bo się sam również czuję wcale nienajlepiej usposobiony, czemu się dziwić zresztą nie można, zamęczają mnie bowiem temi badaniami.
— Jakiemi znów badaniami?
— No, w tej sprawie, którą pan de Villefort wytoczył memu niedoszłemu mordercy, opryszkowi zbiegłemu z galer.
— A, przypominam coś sobie — rzekł Beauchamp — czytałem coś o tem w dziennikach. Cóż to za jeden ten Kadrus?
— Zdaje się, iż pochodzi z Prowancji. Pan de Villefort słyszał o nim, gdy był jeszcze w Marsylji, pan Danglars przypomina nawet sobie, że go gdzieś widział. Prokurator królewski, a także i prefekt policji ogromnie zainteresowali się tą sprawą, no i w rezultacie od tygodnia przysyłają mi ze wszystkich przedmieść Paryża przenajrozmaitszych drapichrustów, w nadziei, że pomiędzy nimi znajdzie się może morderca Kadrusa. Dzięki podobnej procedurze, za jakieś trzy miesiące nie będzie w parokilometrowym promieniu od Paryża ani jednego złoczyńcy, któryby nie znał mego pałacu, a także nie był powiadomiony, iż nie jestem najuboższym na tej ziemi. To też zamierzam kraj ten opuścić i pójść dokąd mnie oczy poniosą. Jedź ze mną, vice-hrabio.
— Najchętniej. Tylko dokąd?
— Ależ tam, gdzie powietrze jest czyste, gdzie szmer łagodny kołysze do snu, gdzie człowiek czuje się małym i upokorzonym, jednem słowem — nad morze. Lubię morze ogromne, niezgłębione, szafirowe, i tęsknię zawsze do niego, jak zakochana dziewczyna tęskni do kochanka.