Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 03.djvu/305

Ta strona została uwierzytelniona.

I ostatnie cienie smutku znikły mu z czoła, jakby uniesione powiewem wichru.
— Skąd, u djabła, bierzesz pan, hrabio, podobnej siły i szybkości konie? — zapytał wreszcie Alebrt — na urząd je zamawiasz chyba?
— Zgadłeś, wicehrabio!... Przed sześcioma laty zdarzyło mi się ujrzeć wspaniałego ogiera, słynnego z lotu. I kupiłem go natychmiast; za jaką sumę? — nie powiem tego panu, bo to pan Bertuccio płacił przecież. W pierwszym odrazu roku dał mi on coś pięćdziesiąt źrebiąt, z których wybrałem trzydzieści dwa ogierki — wszystkie do siebie podobne: kare bez żadnych odmian. One to dowiozą nas aż nad brzeg morza, zmieniając się co godzinę. Nie myśl jednak, by same ich zalety dać mogły podobną szybkość. Pomogła im w tem i sztuka człowieka. Do podobnego biegu są specjalnie zaprawiane, umiejętnie stosowaną robotą przygotowawczą. Codzień mianowicie robią one po kilkanaście kilometrów stępa, kłusem i galopem, by miały oddech zawsze otwarty i nie nabierały tłuszczu; raz na tydzień ponadto dostają ostry galop, w takim, jak ten, zaprzęgu, na dystansie coraz to dłuższym, zaczęły coś od kilometra, teraz zaś przebywają, bardzo swobodnie, do trzydziestu kilometrów.
— Pyszna rzecz!... Powiedz mi jednak, hrabio, co ty z temi końmi robisz?
— Jeżdżę niemi, jak widzisz. A gdy ich kiedy nie będę już potrzebował, to je pan Bertuccio sprzeda.
— Wątpię, by się znalazł w Europie jaki monarcha, któryby był w stanie za nie zapłacić?...
— O, sprzeda się je jakiemu wielkorządcy na Wschodzie, który trzos do dna choćby wypróżni, lecz konie podobne, gdy mu się zdarzy taka okazja, kupi napewno. A potem kasę państwową znów napełni złotem, co nie będzie trudne, przy porządnej, kijami popartej, administracji.
— Czy pozwolisz, hrabio, bym się podzielił z tobą jedną mą myślą?