Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 04.djvu/009

Ta strona została uwierzytelniona.

niebezpieczne. Teraz zupełnie co innnego. Ktoś już wziął całą odpowiedzialność na siebie, więc wszyscy rozdzierali szaty.
Odczytywano jawnie budzący zgorszenie artykuł i komentowano go głośno. Można już było nie obawiać się niczego, więc każdy rzucał kamieniem.
Hrabia de Morcef, w dodatku, nie był lubiany wogóle, nawet przez kolegów. Jak wszyscy dorobkiewicze, musiał dla utrzymania się na swem już raz zajętem stanowisku, żyć z największym zbytkiem i wystawą; nie mogąca temu sprostać arystokracja — wyszydziła to. Ludzie naprawdę utalentowani — lekceważyli go; czyści i nieskalani, — intuicyjnie odsuwali się, z bezwiedną odrazą. To też położenie hrabiego było nie do pozazdroszczenia teraz, gdy opatrzność przeznaczyła go już na zgubę.
Jeden tylko hrabia Morcef w dniu tym nie wiedział o niczem. Dzienniki bowiem czytywał bardzo rzadko i cały ranek strawił na pisaniu listów i ujeżdżaniu konia.
Na posiedzenie przybył jak zwykle — z dumnie podniesioną głową i nieulękłą źrenicą. Wszedł do sali nie spostrzegając nawet niepewnych półukłonów współtowarzyszy swoich.
Jego zjawienie się w Izbie zrobiło bardzo złe wrażenie: ogólnie uważano to jako dowód bezczelności. Zuchwalstwem zdawała się być wszystkim obecność ta, jeżeli nie zniewagą.
Cała Izba wrzała chęcią poruszenia sprawy tej z mównicy lecz nikt nie miał odwagi, jak to zwykle w podobnych wypadkach się dzieje, wziąć ciężaru tego na siebie. Wreszcie jeden z najbardziej szanownych senatorów postanowił to uczynić. Izba momentalnie dowiedziała się o tem, to też gdy wszedł na mównicę, w całej sali uroczysta zapanowała cisza.
Jeden Morcef nie wiedział jeszcze nic. Dopiero na wzmiankę o Janinie zbladł momentalnie, zwłaszcza, iż oczy całego zgromadzenia zwróciły się w jego stronę.
Rany moralne mają w sobie tę siłę fatalną, iż zabliźnić się mogą, lecz nigdy nie są zdolne zagoić się zupełnie. Przyciszony ból odradza się i krwią świeżą się oblewa, za najmniejszem podrażnieniem Noli me tangere…