Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 04.djvu/032

Ta strona została uwierzytelniona.

— Hayde poinformowała dokładnie senatorów o zdradzie, jakiej dopuścił się Fernand Mondego, ojciec wicehrabiego, popierając słowa swe zalegalizowanemi dokumentami, stąd do mnie pretensja.
— Czyżby ta Greczynka, którą widziałem w loży twej, hrabio, była istotnie córką Alego Telebena?
— Naprawdę.
— Boże mój. Teraz dopiero wiem, iż scena ta była z góry ułożona. Morcef bowiem pisał do mnie z prośbą, bym był koniecznie dziś w operze. Chodziło tu bowiem o to, by mieć jaknajwięcej świadków. I cóż pan teraz z nim zrobisz?
— Co zrobię z Albertem? To, co zrobić, mimo żalu, muszę. Tak jak jest to niewątpliwe, iż siedzę tu i trzymam cię za rękę, tak bez najmniejszej wątpliwości zabiję go jutro przed godziną dziesiątą zrana.
Przy uścisku Morrel wyczuł, iż ręka Monte Christa jest chłodna, jak zwykle, i że puls bije jak najrówniej.
— Ach, hrabio — odezwał się Morrel wtedy — pomyśl jak bardzo prawy, jak szlachetny jest to młodzieniec.
Na słowa te Monte Christo nic nie odpowiedział. Dopiero po chwili:
— Posłuchaj, Maksymilianie, — rzekł — jak Duprez cudownie śpiewa tę arję: „O Matyldo, bóstwo duszy mojej“. Czy wiesz, że pierwszy oceniłem w Neapolu głos tego śpiewaka i przepowiedziałem mu świetną przyszłość? Brawo, brawo, brawo!
Morrel, widząc, iż niema co mówić o Morcefie, zaczął również słuchać śpiewu. Wtem zapukał ktoś do drzwi loży.
— Proszę — rzekł Monte Christo swobodnym tonem.
Wszedł Beauchamp.
— Proszę, niech pan siada, panie Beauchamp — powitał go spokojnie hrabia, takim głosem, jakby go widział po raz pierwszy tego wieczora.
— Przed chwilą towarzyszyłem panu de Morcef — rzekł przybyły — jak pan to może zauważył?