Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 04.djvu/048

Ta strona została uwierzytelniona.

— Pan wicehrabia de Morcef nie przybył z panami? — zapytał Emanuel.
— Zawiadomił nas dziś rano, iż przybędzie wprost na miejsce spotkania.
— O, mamy czas, możemy więc zaczekać — uprzejmie rzekł Morrel.
— Jest zaledwie pięć minut po ósmej, pan Morcef ma zatem jeszcze dziesięć minut czasu — rzekł, akcentując wyrazy, Chateau Renaud.
— Ależ nie miałem tego na myśli — bronił się Morrel.
— A zresztą powóz już się zbliża — rzekł Beauchamp.
Istotnie, drogą wijącą się między polami, zbliżał się powóz kryty, wzniecając tumany kurzu.
— Panowie macie zapewne pistolety ze sobą?
— Przewidzieliśmy tę delikatność ze strony panów — dał odpowiedź Chateau Renaud — to też przywieźliśmy pistolety, przed paroma dniami zaledwie nabyte. Pan de Morcef nie widział ich nawet, mogę za to ręczyć.
— Kiedy pan, panie baronie, nam to mówisz, iż wicehrabia de Morcef nie zna tej broni, wystarcza to nam w zupełności.
W tejże chwili kareta zatrzymała się na skraju polanki, lecz wysiedli z niej w miejsce spodziewanego Morcefa panowie: Debray i Franciszek d‘Epinay.
— A panowie co tu robią? — ze zdziwieniem zapytał Chateau Renaud.
— Dziś rano każdy z nas otrzymał zawiadomienie od Alberta, z prośbą, byśmy tutaj stawili się na godzinę ósmą.
Beauchamp i Chateau Renaud spojrzeli po sobie zdziwieni.
— Pozwólcie, panowie — odezwał się Morrel — a ja wam to wytłumaczę. Wczoraj wszyscy byliśmy w teatrze i wszyscy na specjalne zaproszenie Morcefa. Otóż ponieważ byliśmy wszyscy świadkami wyzwania, pan de Morcef pragnie najwidoczniej, abyśmy wszyscy byli świadkami pojedynku.
— Ma pan słuszność, o ile się zdaje, panie Morrel — rzekł Beauchamp.
— Mimo to wszystko — rzekł Chateau Renaud z pewnem