niezadowoleniem w głosie — pan Morcef trochę za bardzo się spóźnia! Już jest trzynaście minut po ósmej.
— Właśnie nadjeżdża — zawołał Beauchamp — lecz konno! — Cóż to za nierozwaga, przyjeżdżać konno, mając przed sobą spotkanie na pistolety!
— Dalej jeszcze — uzupełnił słowa Beauchampa Chateau-Renaud — iż się ubrał w szeroki kołnierz odwijany i białą kamizelkę. Jużby lepiej było, ażeby kazał wymalować sobie białą farbą cel na tużurku!
Albert tymczasem zbliżył się do oczekujących, tuż przed nimi się zatrzymał i zeskoczył z konia, oddając cugle i pejcz służącemu, który wraz z nim przyjechał.
Był blady, oczy miał czerwone i nabrzmiałe; widoczne było, iż spędził noc bezsennie.
— Dziękuję wam, panowie — przemówił — że zechcieliście przybyć na me wezwanie; wierzcie mi, że jestem wam nieskończenie wdzięczny za ten dowód przyjaźni.
Morrel za zbliżeniem się Morcefa odszedł parę kroków na bok.
— I ty, panie Morrelu, chciej przyjąć me podziękowanie, aczkolwiek do strony przeciwnej należysz.
— Panie Morrelu — rzekł Chateau-Renaud — możesz pan zatem zawiadomić hrabiego Monte Christo, że pan Morcef już przybył.
— Panowie — rzekł Albert wtedy — przybyłem tutaj, ażeby powiedzieć parę słów hrabiemu Monte Christo.
Wszyscy w zdumieniu spojrzeli po sobie. Rozmowa z przeciwnikiem na miejscu spotkania, nie leży bowiem w zwyczajach pojedynkowych. Morrel poszedł zakomunikować fakt ten hrabiemu.
— Czegóż on chcieć może ode mnie?! — zawołał Monte Christo — niech jednak nie doświadcza Boga jaką nową zniewagą!
Hrabia zbliżył się, w towarzystwie Morrela i Emanuela, do grupy na polance oczekującej. Jego spokój stanowił dziwny kontrast z pomieszaniem Alberta.
Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 04.djvu/049
Ta strona została uwierzytelniona.