— Bezwątpienia. Nic tak nie naraża człowieka na niebezpieczne pojedynki, jak pojedynek, który zakończył się przeprosinami.
— Dziękuję panom — odpowiedział Albert z mrożąco zimnym uśmiechu — pójdę nawet za waszą radą, to jest opuszczę Francję, lecz z przyczyn najzupełniej innych, aniżeli te, które mi podsuwacie.
Ci, do których były skierowane te słowa, spojrzeli po sobie. Były one wypowiedziane tak męskim tonem, tak energicznie i dostojnie, że położenie wszystkich obecnych stać się mogło bardzo drażliwe, gdyby rozmowa prowadzoną być miała dalej w tym samym tonie.
— Bądź zdrów, Albercie, — odezwali się d‘Epinay, Debray i Beauchamp, podając mu mniej lub więcej niedbale ręce.
— Żegnam cię, wicehrabio — rzekł oddzielnie Chateau Renaud, trzymając w lewej ręce laseczkę, zaś prawą przesyłając ukłon.
Usta Alberta okazały się zdolne wyszeptać zaledwie jedno słowo: „żegnajcie“.
Gdy jego byli przyjaciele odjechali wszyscy, Albert wskoczył nakoniec na konia i pogalopował w stronę Paryża, mając służącego za sobą.
Gdy przybył do pałacu, zdało mu się, że za jedną z portjer apartamentu ojca dojrzał jego bladą twarz; odwrócił wtedy głowę z westchnieniem i poszedł do swego mieszkania w oficynie.
Gdy się w niem znalazł, zaczął gorączkowo porządkować wszystkie znajdujące się tam przedmioty, broń turecką, angielskie fuzje, bronzy, obrazy, porcelany japońskie... wyrwał jedynie ze złoconych ram partret matki i płótno zwinął w rolkę, pozostawiając próżnię czarną. Przejrzał następnie wszystkie szuflady, wszędzie pozostawiając kluczyki; pieniądze, jakie znalazł w biurku i w kieszeniach, położył na stole, to samo — całą swą biżuterję. W końcu zrobił spis dokładny rzeczy pozostawionych i położył go w miejscu widocznem na stole.
Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 04.djvu/052
Ta strona została uwierzytelniona.