Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 04.djvu/057

Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ X.
SAMOBÓSTWO.

Gdy się to działo — Monte Christo wracał z Vincennes do domu, w towarzystwie Maksymiljana i Emanuela.
Powrót do smutnych nie należał. Emanuel zwłaszcza wyrażał głośno swą radość, że cała sprawa tak pomyślny wzięła obrót.
Przy wjeździe do miasta ujrzeli oczekującego Bertuccia: czekał jak szyldwach na stanowisku.
Monte Christo wychylił się z powozu i coś szepnął mu do ucha, poczem intendent oddalił się natychmiast i wsiadł do kabrjoletu, który ruszył pędem przez ulice miasta.
Gdy powóz hrabiego znalazł się przed Palais Royal, Emanuel odezwał się do Monte Christo w te słowa:
— Pozwól nam, panie hrabio, wysiąść w pobliżu mego mieszkania, gdyż pragnąłbym jak najprędzej zobaczyć swą żonę, która musi być tam bardzo o ciebie niespokojna. Gdyby nie było to niewłaściwością, to ośmieliłbym się nawet prosić hrabiego, aby do nas wstąpił, lecz wiem, że i hrabia ma w domu serca, niepokój których ukoićby pragnął. Pozwól więc, że cię pożegnamy.
— Pan mnie dla żony opuszcza — rzekł Monte Christo — więc trudno, z tem się pogodzić muszę. Nie pozbawiaj mnie jednak w zupełności towarzystwa i pozwól, by choć Maksymijan pojechał ze mną.
— Ależ pojadę z tobą, hrabio, najchętniej — odezwał się