WYZWANIE.
W odpowiedzi na to wołanie, dał się słyszeć głos pana domu:
— Cóż się tam takiego stało?
Morrel spojrzał wtedy na Noirtiera nie wiedząc, co powinien uczynić?
Starzec wskazał okiem na gabinet, w którym raz już w podobnych okolicznościach, młodzieniec znalazł schronienie.
Ledwo zdołał to uczynić, gdy de Villefort wpadł do pokoju, porwał za ręce Walentynę i zawołał przejmującym głosem:
— Doktora!... Na miłość boską, prędzej doktora! Niech kto idzie do d‘Avrigny! Lecz nie — dodał po chwili, zniżając głos — lepiej ja sam po niego pojadę.
I wybiegł z pokoju, do którego wszedł wtedy Morrel. Był w trwodze najwyższej, okropne wspomnienie przyszło mu na myśl, przypomniał sobie rozmowę de Villeforta z doktorem, którą słyszał po śmierci pani de Saint Meran. Uderzyło go również, że te same symptomaty, które objawiły się u Walentyny, poprzedziły zgon Wawrzyńca.
To wszystko sprawiło, iż biedny młodzieniec był bliski obłąkania, lecz Bóg nie pozwolił, by cierpiał zbyt długo i zesłał mu myśl-natchnienie; przywiódł mu na pamięć słowa Monte Christo: „pamiętaj, iż ja wiele na tej ziemi mogę; gdybyś więc natrafił na jaką przeszkodę, przyjdź do mnie“.
Gdy Morrel przypomniał sobie słowa te, pędem wybiegł z pokoju, wskoczył do pierwszej napotkanej dorożki i kazał się wieźć do domu hrabiego.