INTERCYZA.
W trzy dni po scenie pomiędzy ojcem a córką, opisanej w poprzednim rozdziale, przyszedł dzień wyznaczony na podpisanie intercyzy, oraz aktu ślubnego baronówny Eugenji Danglars z panem Andrzejem Cavalcantim, którego Danglars uparł się nazywać księciem.
W dniu tym przed pałac hrabiego Monte Christo zajechał szykowny faeton, z którego wyskoczył pan Andrzej Cavalcanti tak promieniejący i wesoły, jakby miał zaślubić jakąś księżniczkę.
Zapytał lokaja, ze zwykłą mu poufałością, o zdrowie hrabiego, a następnie, nucąc jakaś arjetkę, biec zaczął szybko po schodach, gdy na ich szczycie ujrzał hrabiego, wychodzącego najwidoczniej na miasto.
Na widok młodzieńca hrabia przystanął.
— Jak się masz, hrabio! — zawołał poufale „książę“.
— Jak się ma pan Andrzej — odpowiedział Monte Christo z nieukrywaną ironją.
— Jak najlepiej — powiedział młokos, nie zwracając na ton Monte Christo żadnej uwagi — mam z tobą, hrabio, do pomówienia o sprawach bardzo ważnych. Lecz widzę, że wychodzisz... w takim razie pojadę wraz z tobą, a mój Tom pojedzie za nami.
— Nie, panie — rzekł wtedy hrabia pogardliwie — wolę już