tutaj dać ci posłuchanie, lepiej to będzie, choćby już tylko dlatego, że stangret w lot by tam chwytał nasze słowa.
Hrabia wszedł następnie do małego salonu, usiadł, założył nogę na nogę, a dopiero potem dał znak, by i przybyły usiadł również.
— Wiesz zapewne, kochany hrabio — rozpoczął Andrzej ciągle wesoły i uśmiechnięty — że dziś wieczorem odbędą się moje zaręczyny. O godzinie dziewiątej wieczorem mianowicie, w salonach mego przyszłego teścia, podpisany będzie akt ślubny.
— Doprawdy? — zapytał Monte Christo.
— Czyżby to dla pana miało być nowiną? Przecież pan Danglars musiał pana zawiadomić o tem?
— Tak... teraz już to sobie przypominam; otrzymałem list taki istotnie... Robisz pan tedy, mój książę (jak pan Danglars pisze), partję, bądź co bądź wcale nie najgorszą. Panna jest niezaprzeczenie bardzo ładna, a przedewszystkiem ogromnie podobno, tak przynajmniej mówią, bogata. Już to ci przyznać należy, panie Cavalcanti, że wziąłeś się do tego interesu z ogromną zręcznością. To też ci radzę: zostań dyplomatą. No, ale nie pytałem o rzecz najgłówniejszą, czy pan się kochasz naprawdę?
— Wiesz, hrabio, lękam się, bym nie był zakochany naprawdę — odpowiedział Andrzej. — Co zaś do twej, hrabio, pochwały, iż wziąłem się do tej sprawy nie bez pewnej zręczności, to... być może, jest w tem coś niecoś mej zasługi lecz nadzwyczaj wiele w przeprowadzeniu tej rzeczy dopomógł mi...
— Któż taki ci dopomógł?
— Ależ ty, hrabio!
— Ja?... wolne żarty, mości książę — rzekł Monte Christo z przesadnym naciskiem wymawiając tytuł, dany Andrzejowi przez barona. — W czemże ja mogłem ci dopomóc? Czyż pańskie imię, tytuł, majątek, położenie w świecie, osobiste pańskie zalety wreszcie... nie wystarczały w zupełności?
— Nie, nie!... mów sobie, co chcesz, panie hrabio, a ja utrzy-
Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 04.djvu/087
Ta strona została uwierzytelniona.