dwie zdołałam się uwolnić od pana Morcefa, trafiłam natychmiast na pana Cavalcantiego!
— Ależ, Eugenjo, zachowaj miarę i nie porównywaj tego z tamtym!
— Ach!... dajże pokój... wszyscy mężczyźni są siebie warci, wszyscy są jednakowo nikczemni. Szczęśliwa jestem, iż ten ostatni wypadek uwolnił mnie od nich wszystkich i na zawsze.
— Więc trwasz niezłomnie w zamiarze wyjazdu wraz ze mną?
— Ależ bardziej niż poprzednio, z tą jedynie zmianą, iż wyjedziemy natychmiast, a nie za trzy dni dopiero, jak to było projektowane. Mam już dosyć i aż za wiele tego życia światowego. Pragnę w przyszłości prowadzić życie swobodne, niezależne, życie artystyczne, z którego przed sobą tylko zdawałabym sprawę. — Zostać tutaj?... A na co?... by za miesiąc wydać mnie chciano za pana Debraya naprzykład?... Więc jadę z tobą. Powóz mamy, zaś konie pocztowe zamówić można w każdej chwili. Paszport mam również, oto go masz!
I Eugenja, mówiąc to, wyjęła z pugilaresu papier urzędowy, rozwinęła go i zaczęła czytać:
„Pan Leon d‘Armilly lat dwadzieścia, artysta. Włosy i oczy czarne, nos zgrabny (widzisz... mam zgrabny nos!). Udaje się do Belgji wraz z siostrą, Ludwiką“.
— Cóż ja teraz zrobię ze swoim własnym paszportem? — zawołała panna d‘Armilly rozbawiona — skądżeż ten swój wzięłaś?
— Gdym była u hrabiego Monte Christo z prośbą o listy do dyrekcji teatrów w Brukselli, Wiedniu, Medjolanie i Rzymie, powiedziałam mu, że ty ogromnie boisz się sama podróżować, i że byłabyś mu ogromnie wdzięczna, gdyby zechciał tak wyrobić paszport nietylko dla ciebie, ale i dla twego brata. Obiecał mi to zrobić i dotrzymał obietnicy.
— Bardzo grzeczny człowiek. Więc jedziemy razem? Zastanów się jednak poważnie, Eugenjo, nad krokiem, który zamierzasz uczynić.
Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 04.djvu/096
Ta strona została uwierzytelniona.