przepyszną ozdobę swej głowy, przyczem oczy jej jaśniały weselem i radością.
— Ach, jakże mi żal tych cudnych kędziorów — zawołała panna d‘Armilly, gdy Eugenja dokończyła swego dzieła.
— Alboż z krótkiemi włosami nie jest mi do twarzy? — zawołał czarny chłopiec, całując swą przyjaciółkę po oczach i w usta.
— Tyś zawsze piękna! — zawołała Ludwika z przekonaniem.
— No, będziemy miały jeszcze czas pomówić o tem. Teraz zaś wytknąć sobie musimy marszrutę. Jedziemy więc naprzód do Brukselli, bo granica belgijska znajduje się od Paryża najbliżej, potem do Akwizgranu, następnie Renem do Strasburga, a dalej przez Szwajcarję do Włoch. Jakże myślisz?
— Zgoda. Lecz, gdy tak patrzę na ciebie — wiesz, co mi przychodzi na myśl? Że wszyscy będą sądzić, że mnie wykradasz i że jesteś prześliczna!
I obydwie przyjaciółki, o których myślano, że się zalewają łzami, — parsknęły głośnym śmiechem, a następnie, dźwigając walizki wymknęły się z domu bocznemi schodami wprost na ulcę, gdyż przewidująca wszystko Eugenja postarała się oddawna o klucz do tych tajemnych drzwiczek.
Fiakra znalazły bardzo łatwo, to też bez większych już trudności zajechały do jednego z domów na przedmieściu, gdzie Eugenja zastukała śmiało w okiennice.
Było to mieszkanie praczki, uprzedzonej już o wszystkiem; jeszcze nie spała, to też drzwi otworzyła natychmiast.
— Moja droga pani — powiedziała do niej Eugenja — zechciej natychmiast posłać po konie na pocztę; a oto pięć franków dla posłańca za tę usługę.
W kwadrans później konie pocztowe były już zaprzężone do powozu, a pocztyljon, zwracając paszport, zapytał:
— Jaką drogą pojedziemy?
— Do Fontainebleau — odpowiedziała Eugenja męskim prawie głosem.
Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 04.djvu/098
Ta strona została uwierzytelniona.