— Lecz jakim sposobem mogło stać się to wszystko — myślała dalej — jakim sposobem ten Cavalcanti, taki elegancki, dobrze wychowany, bogaty z pozoru?... mógł się okazać zwykłym złodziejem, mordercą, byłym galernikiem?...
Nie umiała tego sobie wytłumaczyć sama, więc się udała o pomoc do Debraya. Nie przyjął jej... Prawda, że nie ze swej winy, lecz tak czy inaczej — rozmówić się z nim nie mogła.
Do kogóż więc się zwrócić o pomoc i ratunek, o radę? Przyszedł jej na myśl de Villefort... Lecz ten, jako prokurator królewski, dał przecież rozkaz zaaresztowania pana Cavalcantiego! Więc to pan de Villefort właśnie, bez żadnej uwagi na ich dom, na nią, okazał się sprawcą tego całego nieszczęścia!
Z drugiej jednak strony, Villefort postąpił tak, jak postąpić musiał. Był przecież urzędnikiem. Czyż byłoby lepiej, ażeby aresztowanie opóźnił, a tem samem umożliwił podpisanie ślubnego aktu, co dałoby tylko wynik, iż jej córka byłaby dziś żoną mordercy i galernika?
— Nie! Pan Villefort postąpił dobrze, gdyż uchronił nas od hańby jeszcze większej. Pan de Villefort jednak, jeżeli ma choć trochę życzliwości dla niej, jeżeli w jego pamięci nie zatarła się jeszcze przeszłość, winien na tem poprzestać i pozwolić by Cavalcanti mógł uniknąć kary.
Postanowiła prosić go o to. I dopiero wtedy, gdy ta myśl narodziła się w jej głowie, zdołała usnąć spokojnie.
Nazajutrz wstała bardzo rano, ubrała się bez pomocy pokojowej nawet, jak najskromniej, już o godzinie dziewiątej wyszła z pałacu i pieszo doszła do ulicy Provence, gdzie wzięła dorożkę i kazała się zawieźć do domu Villeforta.
Od tygodnia przeklęty dom ten przedstawiał okropny widok, jakby szpitala dla zadżumionych. Okiennice prawie stale były pozamykane, bardzo rzadko przed domem ukazywała się jakaś postać, nikt nie dzwonił do drzwi wejściowych...
Zaś okoliczni sąsiedzi paplali tylko pomiędzy sobą: „czy też dziś znów będzie jaki nowy pogrzeb z domu prokuratora królewskiego?“
Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 04.djvu/114
Ta strona została uwierzytelniona.