Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 04.djvu/120

Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ XVIII.
WIDZIADŁA.

Walentyna żyła. Przewidział to nietylko doktór d‘Avrigny, ale i Monte Christo, mówiąc, że jeżeli nie zabił jej pierwszy atak, to żyć będzie.
Tak się też stało. Była jednak tak osłabiona, że nie mogła podnosić się z łóżka.
Od macochy dowiedziała się o zerwaniu małżeństwa Eugenji z mniemanym księciem Cavalcantim, który okazał się zbiegiem z galer i mordercą, o ucieczce z domu rodzicielskiego Eugenji, wreszcie o schwytaniu Benedykta.
Wszystkie te wiadomości, aczkolwiek tak bardzo sensacyjne, bardzo niewielkie zrobiły na Walentynie wrażenie, jej umysł był nazbyt jeszcze osłabiony, by mógł funkcjonować normalnie. Powstało na tem tle w schorzałym umyśle kilka tylko błędnych i niewyraźnych widziadeł, które snuły się jak cienie przed oczami, znikały, to znów wracały w obłędnym korowodzie.
W świetle dnia chora żyła jeszcze rzeczywistością, bo czcigodny jej dziadek kazał się zanosić do pokoju wnuczki i tam ojcowskim wzrokiem czuwał nad nią; gdy wszelako nadchodziła noc, gdy w pokoju panował półcień, rozświetlany słabym płomieniem małej nocnej lampki jedynie, zapadała ona w świat rojeń, marzeń i widziadeł.
Około godziny jedenastej, gdy Walentyna zdawała się zasypiać zazwyczaj, z jej pokoju wychodziła nawet pielęgniarka,