— Córka twa nie żyje, panie prokuratorze królewski.
Pan de Villefort, po usłyszeniu słów tych, zachwiał się i padł, uderzając głową o łóżko Walentyny.
Po słowach doktora, w gronie służby podniósł się jeden głośny krzyk; po chwili wybiegła ona wszystka z pokoju, jakiś czas słychać było zgiełk na dziedzińcu, wreszcie głucha cisza zapanowała w całym domu. Od pierwszego do ostatniego, wszyscy opuścili przeklęty dom.
W tejże samej chwili pani de Villefort z ręką nawpół zatopioną w nieładzie rozpuszczonych włosów stanęła na progu i pozostała tak czas jakiś bez ruchu, jakby wzrokiem zapytując obecnych, co się tu takiego stało?... Nakoniec parę łez, jakby z trudem wyciśniętych, spłynęło z jej oczu po policzkach.
Potem skoczyła nagle, z wyciągniętemi ramionami do stoliczka, który stał przy łóżku Walentyny, a z którego pan d‘Avrigny wziął właśnie do ręki szklankę, z resztkami niedopitego płynu.
Narkotyk, którego nie wypiła w zupełności Walentyna, ona sama własną ręką w popiół wylała przecież?... A nawet, pamięta to doskonale, szklankę naprzód umyła, a następnie wytarła do sucha jak najstaranniej.. No, a teraz, ta sama szklanka znów w jednej czwartej jest napełniona płynem?
Jakim sposobem stać się to mogło? Widok martwej twarzy Walentyny mniejsze na trucicielce uczynił wrażenie, aniżeli widok tej niewinnej z pozoru szklanki.
Było się jednak czem przerazić. W szklance bowiem znajdował się płyn, ten sam zupełnie, tej samej gęstości i barwy, jaki ona sama, własną ręką, nalała do szklanki, w chwili, gdy zegary wydzwaniały północ.
Co teraz będzie? Że to narkotyk, że to trucizna... doktór to pozna niewątpliwie... Jakim jednak sposobem znaleźć się mogła ona w szklance? Cud boski sprawił to chyba, ażeby ślad występku pozostał widoczny, by bez kary nie pozostał?
Doktór zaś już rozpoczął badanie. Przystąpił do okna, ażeby mieć możność lepszego przyjrzenia się płynowi następnie nieco płynu wziął na palce i pokosztował.
Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 04.djvu/135
Ta strona została uwierzytelniona.