pieniem, padł na kolana, potem głową uderzył o krawędź krzesła i tak pozostał, z konwulsyjnie zaciśniętemi pięściami.
Boleść ta była tak przejmująca, że doktór odszedł do okna, aby ukryć wzruszenie, a Villefort nie domagał się już więcej wyjścia młodzieńca, zwyciężony straszliwą siłą jego rozpaczy. Chciał nawet podać rękę człowiekowi, który tak rozpacznie bolał nad śmiercią jego córki — lecz Morrel nie przyjął uścisku, był nieprzytomny!
Jego łkania rozpaczliwe przerywały ciszę. Wszystko jednak mija, więc i rozpacz Morrela uciszyła się, pozostał tylko ból szarpiący piersi.
— Panie — rzekł Villefort do Morrela — mówisz, że kochałeś córkę moją, że byłeś jej narzeczonym. Ze zdumieniem dowiaduję się o tem, gdyż ja, jako ojciec, powinienem był wiedzieć o tem. Jednakże ci przebaczam, bo widzę, iż boleść twa jest wielka. Teraz jednak spójrz, niewinna ta dzieweczka opuściła już ziemię. Pożegnaj więc spojrzeniem te prochy, uściśnij po raz ostatni jej rękę i odejdź, w tej chwili bowiem córka ma potrzebuje tylko kapłana, aby jej oddał ostatnią posługę.
— Mylisz się, panie — odpowiedział Morrel, powstając — córka twoja potrzebuje nietylko kapłana, ale i mściciela jeszcze. Jeżeli chcesz, panie, to poślij po kapłana, ja zaś będę jej mścicielem.
— Co chcesz przez to powiedzieć, panie? — zawołał Villefort, spoglądając bacznie na młodzieńca w mniemaniu, iż postradał zmysły.
— Mówię, iż winieneś być w tym wypadku nietylko ojcem, opłakującym córkę, lecz i prokuratorem, czyniącym to, co jest jego obowiązkiem!
Oczy Noirtiera błysnęły ogniem, a i d‘Avrigny przystąpił do Villeforta.
— Pojmuję całą wagę słów, które wypowiedziałem przed chwilą — mówił dalej Morrel, widząc w oczach doktora i Noirtiera aprobatę swych słów — a i ty, panie, wiesz dobrze, że Walentyna nie zginęła zwykłą śmiercią, lecz zginęła zamordowana.
Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 04.djvu/141
Ta strona została uwierzytelniona.