POPIS DANGLARSA.
Dzień, który po dniu śmierci przyszedł, był równie mglisty, deszczowy i ponury, jak tamten.
W nocy uszyto suknię śmiertelną i przybrano w nią zmarłą. Mówią o równości w obliczu śmierci, lecz nie wydaje się, by miało to być prawdą bezwzględną. Zbytek bowiem towarzyszył zmarłej po śmierci, jak to było i za życia. Suknia śmiertelna uszyta była z najcieńszego batystu. Ciało Walentyny tonęło przytem w powodzi kwiatów i tysiąc świec gorzało dokoła niej.
Wieczorem przywołani ludzie przenieśli Noirtiera z powrotem do jego mieszkania, przyczem starzec, ku wielkiemu zdziwieniu de Villeforta, najzupełniej się temu nie opierał, żegnając spojrzeniem pełnem życzliwości księdza Bussoniego.
Na noc ksiądz ten sam jeden pozostał przy zwłokach i oddalił się do swego domu, dopiero gdy dzień już był biały, nie pozostawiając nikogo na swe miejsce.
Około godziny dziewiątej rano, jak zazwyczaj, doktór d‘Avrigny przybył do domu prokuratora królewskiego, i na schodach spotkał się z de Villefortem, idącym do ojca, ażeby się dowiedzieć, jak noc spędził.
Zastali go w wielkiem krześle, które mu zastępowało łóżko, uśpionego snem silnym i spokojnym.
Zdziwieni zatrzymali się na progu.
— Patrzajże — rzekł d‘Avrigny do Villeforta — pokazuje się, iż natura potrafi przezwyciężyć wszystkie boleści! Któżby