śmiał powiedzieć, iż pan Noirtier nie kochał swej wnuczki, a jednak śpi spokojnie!
— Prawda — odpowiedział de Villefort niemniej, aniżeli doktór zdziwiony — w zdumienie wprowadzać może ten jego beztroskliwy sen, zwłaszcza, iż byle zmartwienie przyprawiało go o bezsenność.
— Boleść go zmogła! — postawił djagnozę d‘Avrigny.
I wrócili w zamyśleniu do gabinetu prokuratora.
— Patrz!... ja nie spałem zupełnie — rzekł de Villefort, pokazując doktorowi nietknięte łóżko — mnie boleść pokonać nie była zdolna, aczkolwiek już dwie noce spędziłem przy pracy. Ale za to spojrzyj, jak bardzo wielkie są owoce tego wysilonego trudu. Patrz, jakie olbrzymie foljały przejrzałem! W przeciągu jednej nocy opracowałem akt oskarżenia, dotyczący sprawy morderstwa Kadrusa. O pracy!... ty jesteś jedyną radością mego życia, gdybym ciebie nie miał, przyszłoby mi chyba oszaleć! Ty jedna jesteś zdolna przytłumić wszystkie moje boleści! Lecz widzę, że się spieszysz, więc żegnaj, lecz mam nadzieję, iż na godzinę jedenastą powrócisz, bo o godzinie dwunastej ma być eksportacja. O mój Boże!... mój Boże!... Moje dziecię najdroższe!
— Będziesz zapewne oczekiwał przybycia życzliwych w salonie gościnnym?
— Nie!... Jeden ze starszych krewnych przyrzekł mi, iż mnie zastąpi w pełnieniu tej smutnej powinności. Ja, doktorze, pracować będę, pracować muszę, bo inaczej oszalałbym. I nie myśl, by to był czczy frazes tylko. Tak mogłoby się zdarzyć istotnie, gdyż niejednokrotnie czuję, iż mi się w głowie mąci, gdy tylko odejdę od mego biurka.
Na ganku spotkał d‘Avrigny owego krewnego, o którym de Villefort wspominał. Była to istota równie mało znacząca w życiu, jak w tej powieści i w swej rodzinie.
Nie chybił minuty. Więcej — przybył o wiele za wcześnie. Czarno ubrany, z krepą na kapeluszu i na rękawie, udał się wprost do swego dostojnego krewnego z ułożoną na ten dzień
Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 04.djvu/149
Ta strona została uwierzytelniona.