I podniósł się z krzesła, właśnie w chwili, gdy lokaj oznajmiał:
— Pan de Boville, poborca jeneralny szpitalów.
— Na honor, — rzekł Monte Christo — okazuje się, że przyszedłem w porę odebrać swe pieniądze, bo i inni, widzę, spieszą uczynić to samo.
Danglars zbladł po raz drugi i jak najśpieszniej pożegnał się z hrabią.
Hrabia Monte Christo, wychodząc, zamienił z panem de Boville ukłon jak najbardziej uprzejmy, a następnie rozkazał się wieźć wprost do banku francuskiego, ażeby nie być, wypadkiem, przez kogo uprzedzonym.
Bankier tymczasem przyjmował pana de Boville jowialnym uśmiechem:
— Witam cię, mój zacny wierzycielu — zaczął mówić wielkopańskim tonem — list twój odebrałem, twoje wdowy i sieroty będą musiały poczekać jednak dwadzieścia cztery godziny na swe pięć miljonów, ponieważ akurat dziś wypłacić ich nie mogę. A wiesz, kto temu winien? Ten pan, który oto przed chwilą stąd wyszedł. — Nie wierzysz temu, szanowny panie de Boville? Więc przeczytaj to pokwitowanie.
I baron z pozornem lekceważeniem podał kwit, przez Monte Christa przed chwilą podpisany.
— Pojmujesz pan — ciągnął dalej Danglars swobodnym tonem — iż nie mogę żadąć od banku francuskiego, by mi w jednym dniu wypłacił sumę dziesięciu miljonów. Mogłoby to zwrócić uwagę i ujemnie wpłynąć na mój kredyt. Jutro, to co innego. Jutro ci więc służyć będę, drogi i szanowny panie.
— Cóż robić... — powiedział pan de Boville, nieco markotnym tonem. — Przyjdę jutro, jeżeli nie można inaczej. Więc ten hrabia Monte Christo jest taki bogaty, że w jednym dniu podniósł pięć miljonów franków na swe domowe wydatki? Muszę iść do niego i wymóc na nim jakąś ofiarę na biednych. Jako dobry przykład zacytuję hrabinę de Morcef i jej syna, którzy cały swój majątek, co do jednego centima, oddali na biednych i na szpitale.
Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 04.djvu/155
Ta strona została uwierzytelniona.