a teraz szuka klasztoru najsurowszej reguły we Włoszech, lub Hiszpanji.
— Biedna! Po trzykroć biedna!
I pan de Boville, po tym okrzyku ubolewania, pożegnał bankiera i wyszedł.
Zaledwie to uczynił, bankier rzucił za nim pełne wściekłości spojrzenie, a następnie, chowając kwit hrabiego Monte Christo do pugilaresu, rzekł z naigrawaniem:
— Przychodź jutro w południe, głupcze! Zanim przyjdziesz — będę już daleko!
Potem przywołał lokaja i dał mu rozkaz, ażeby nikogo do niego nie wpuszczał, a następnie, po zamknięciu drzwi na klucz, powybierał gotowiznę ze wszystkich szuflad, część papierów zniszczył, niektóre znów porozrzucał na widocznych miejscach, wreszcie napisał list, adresując go: „Do własnych rąk pani baronowej Danglars“, który schował do pugilaresu ze słowami:
— Położę jej to na toalecie wieczorem.
Wreszcie wydobył z szuflady paszport, stwierdzając, iż jest ważny jeszcze na dwa miesiące i wyszedł na miasto, wsiadł do fiakra i kazał się wieźć do podmiejskiej knajpki, gdzie zjadł obiad z ogromnym smakiem i doskonałym apetytem.
Znalazł sposób wydobycia się z toni i miał pełną nadzieję, że czeka go jeszcze najjaśniejsza przyszłość.
Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 04.djvu/157
Ta strona została uwierzytelniona.