— Chyba nie, boli jednak fatalnie. Ależ cóż to ty robiłeś tam przy stoliku? Pisałeś? Ależ tak, bo i palce masz powalane atramentem. Lecz pocóż i pistolety leżą na twem biurku? O ile wiem, to nawet wojskowi nie pisują przecież nimi?
— Wybieram się w podróż... otrzymał na pytanie to odpowiedź.
— Mój przyjacielu! Mój przyjacielu drogi! — rzekł Monte Christo łagodnym, pełnym tkliwości głosem — błagam cię, byś nie myślał o żadnych ostatecznościach.
— Z jakiej to dobrej racji zwykłą podróż raczysz zaliczać aż do ostateczności, mój panie?
— Maksymiljanie! — rzekł wtedy poważnym tonem Monte Christo — odrzućmy na bok nasze kłamane słowa, zrzućmy z twarzy naszych założone maski. Nie odstręczaj mnie swą oziębłością, gdyż ja nie przyszedłem do ciebie, bynajmniej z pustemi pocieszeniami. Musiałem chyba mieć ważne powody, jeżeli odważyłem się aż na dostanie się gwałtem do twego pokoju. Maksymiljanie!... ty chciałeś się zabić. A oto dowód.
Po wymówieniu słów tych, podszedł do biurka i wziął do ręki papier, który Morrel zapisywał w chwili jego wejścia.
Morrel skoczył, ażeby wyrwać ten papier z ręki hrabiego. Lecz Monte Christo ruch ten przewidział i drugą ręką z siłą nieodpartą powstrzymał młodzieńca.
— Widzisz więc, że chciałeś się zabić, przecież w liście tym zaznaczasz ten zamiar swój zupełnie wyraźnie...
— Więc cóż z tego?... zawołał gwałtownie Morrel. — Jeżeli postanowiłem rozstać się z życiem, któż może wzbronić mi tego? Jeżeli powiem: wszystkie moje nadzieje znikły, rozpadły się, rozwiały się w mgłę?... Serce moje zamiera i nie jest już zdolne do życia... tylko żałoba, ból i cierpienie we mnie i dookoła mnie... Ziemia, po której stąpam, pali mnie, powietrze, którem odycham, dusi mnie, głos ludzi rozkrwawia rany mego serca, szarpie je, rozdziera... Łaskę uczyniłby mi ten, ktoby mnie zabił, a nie ten, który mi nie pozwala umrzeć. Jeżeli bowiem nie umrę w tej chwili, to oszaleję na pewno. A teraz po-
Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 04.djvu/163
Ta strona została uwierzytelniona.