PODZIAŁ.
Pierwsze piętro domu przy ulicy Saint Germain de Pres, w którym Albert wraz z matką zamieszkiwał dwa małe pokoiki, zajmowała jakaś osobistość nader tajemnicza.
Twarzy indywiduum tego odźwierny nigdy dojrzeć nie mógł. W zimie bowiem jogomość ten chował zawsze głowę powyżej uszu w kolorowy szalik, w lecie zaś zwykł się zasłaniać parasolem, którym manewrował nader zręcznie.
Przychodził do mieszkania w różnych godzinach, to bardzo wczesnych, to znów, czasami, późnych bardzo, najczęściej około godziny czwartej po południu. Nie nocował w domu nigdy, tak, iż lokal ten zajmowała faktycznie służąca tylko, osoba również nader tajemnicza, ni stara, ni młoda, która w pogawędkę z nikim i nigdy wciągnąć się nie dała.
Całym obowiązkiem służącej tej było, o ile się zdaje, palenie na kominku w zimie, w dni i godziny umówione, zaś w lecie — przynoszenie lodów z pobliskiej cukierni.
Jeżeli powyżej opisany osobnik przybył do swego mieszkania — w dwadzieścia minut później zajeżdżała przed dom dorożka, z której wysiadała czarno ubrana i silnie zawoalowana dama, która pośpiesznie przebiegała ulicę, sień, schody i wpadała zdyszana do mieszkania, drzwi którego zawsze czekały już na nią uchylone.
Otóż nazajutrz po wizycie hrabiego Monte Christo u Danglarsa, ów tajemniczy lokator przybył do swego mieszkania