Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 04.djvu/194

Ta strona została uwierzytelniona.

panu, że jest już ubrana, bo pragnęłaby pojechać z jaśnie panem na posiedzenie sądu.
— Czy tak?... chce tego koniecznie? — z przerażającym uśmiechem zapytał prokurator.
Służący cofnął się, przestraszony, ze słowami:
— Jeżeli jaśnie pan nie życzy sobie tego, to zakomunikuję to jaśnie pani.
De Villefort stał czas jakiś niemy, a następnie wpił paznogcie w piersi i powiedział:
— Powiedz, iż pragnę pomówić z panią i proszę, by zechciała zaczekać na mnie w swym pokoju. Potem wrócisz i pomożesz mi ubrać się.
Lokaj wyszedł, a następnie, po upływie paru minut wrócił, ogolił de Villeforta i przygotował dlań czarny, uroczysty ubiór, a gdy już miał wychodzić, w te odezwał się słowa:
— Jaśnie pani kazała mi powiedzieć, iż czeka na jaśnie pana w swym gabinecie.
— Będę tam zaraz — odpowiedział de Villefort, ocierając chustką zimny pot, spływający mu po czole.
Pani de Villefort czekała istotnie, wpół leżąc na sofce i przerzucając ilustrowane pisma, które Edwardek porozrywał, zanim je matka wzięła do ręki. Ubrana była jak do wyjścia, w kapeluszu nawet, rękawiczki i parasolka leżały na stole.
— Jesteś nareszcie — rzekła spokojnym głosem, gdy mąż wszedł do pokoju — mój Boże!.. jaki ty jesteś blady!.. Znów zapewne całą noc pracowałeś?... I dlaczego nie przyszedłeś na śniadanie? No, jakże?... czy weźmiesz mnie z sobą, czy też będę zmuszona pojechać sama?
Jak widzimy, pani de Villefort zadała bardzo dużo zapytań, nie otrzymując żadnej odpowiedzi.
De Villefort stał niemy jak skała i jak ona zimny.
— Niech Edwardek idzie bawić się w salonie.
Pani de Villefort, spostrzegłszy nakoniec ten chłód w zachowaniu się męża, jego ton rozkazujący i stanowczy, zadrżała nagle.