Przed Benedyktem zasiadł jego adwokat, broniący go z urzędu (Benedykt nie chciał brać własnego, uważając najwidoczniej, iż jest to rzecz bez znaczenia), człowiek o jasnych włosach, bardzo młody i wzruszony bardziej, aniżeli sam oskarżony.
Prezes dał nakoniec rozkaz odczytania aktu oskarżenia, zredagowanego, jak już o tem wspominaliśmy, przez nieubłaganego de Villeforta.
Nigdy może prokurator królewski nie był tak zwięzłym i tak wymownym. W żywych i soczystych barwach przedstawił naprzód przeszłość zbrodniarza, jego pociąg do złego od lat najmłodszych, jak tego dowodziło jego fałszerstwo, dokonane w szesnastym roku życia. Potem udana przyjaźń okazywana byłemu towarzyszowi z galer, mająca na celu podstępne wciągnięcie w zasadzkę i wreszcie bestjalskie zamordowanie go, wielokrotnemi pchnięciami sztyletu.
Całe oskarżenie było napisane po mistrzowsku i ono samo przez się było zdolne zgubić Benedykta w oczach tak sędziów przysięgłych, jak i opinji publicznej.
Benedykt jednak nie zwrócił na nie najmniejszej uwagi, słuchał czytania znudzony, jakby dotyczyło ono nie jego bynajmniej.
W czasie tego czytania pan de Villefort niejednokrotnie badał obwinionego swem surowem spojrzeniem, lecz nie zdołał go zmusić ani razu, aby spuścił oczy, aczkolwiek wzrok miał przeszywający, który wprost obezwładniał zazwyczaj najbardziej zatwardziałych zbrodniarzy.
Gdy akt oskarżenia został nakoniec odczytany do końca, prezes rozpoczął badanie.
— Oskarżony — powiedział — twoje imię i nazwisko?
— Niech pan prezes zechce darować — rozpoczął swą obronę były książę Cavalcanti — lecz ja, z przyczyn, które zostaną później wyjaśnione, nie mogę przyjąć zwykłego porządku zapytań. Jestem gotów odpowiedzieć na wszystkie, lecz w porządku zmienionym, tak, że na pytanie pierwsze odpowiem na ostatku.
Prezes zdziwiony spojrzał na sędziów przysięgłych.
Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 04.djvu/205
Ta strona została uwierzytelniona.