ZWĄTPIENIE.
POKUTA.
Pan prokurator królewski wyszedł z sali sądowej nawpół przytomny, nie patrząc, automatycznie przebył wszystkie korytarze, wszedł do swego gabinetu, gdzie zrzucił z siebie swą togę prokuratorską, która zdawała się mu być tuniką, sprawiającą tortury Nessusa.
Następnie chwiejnym krokiem zeszedł po schodach aż na dół, a gdy zajechał powóz — wsiadł do niego i kazał jechać do domu.
— Boże!... Boże!... szeptał do siebie prokurator królewski, tak potężny do niedawna, o tyle szczęśliwy jednak, iż mimo ciosów, jakie spadły na niego, jeszcze widział Boga.
Machinalnie wodząc ręką po siedzeniu powozu, znalazł pomiędzy poduszkami jakiś przedmiot, najwidoczniej zapomniany. Wziął go ręki, a wtedy przekonał się, iż był to wachlarz jego żony.
— Ach!... zawołał wtedy, jakby rozpalone żelazo przeszyło mu serce.
Niespodziewany cios, jaki spadł na niego w sądzie, sprawił, iż zapomniał o domu, o swej żonie, o tragedji niemniej strasznej, jak tamta.