takiego nie znalazł, co wpłynąćby mogło na złagodzenie kary. Ci ludzie widać byli przeklęci.
— Czy nie sądzisz zbyt surowo, Emanuelu? — zaoponowała Julja — pamiętaj, że i o ojcu mym mógłby ktoś powiedzieć ongi podobnie, gdyby go ujrzał z pistoletem w dłoni: „zasłużył widocznie na karę niebios!... to człowiek przeklęty“... A jednak sam wiesz najlepiej, jak bardzo ten ktoś by się mylił!
— Tak, myliłby się ten ktoś bardzo, ale też i Bóg nie pozwolił zginąć ojcu naszemu, jak nie pozwolił Abrachamowi, by ten zabił swego syna na ofiarę. Tak nam, jak i patrjarsze ludu wybranego Bóg zesłał swego anioła, który powstrzymał rękę genjusza śmierci.
W tej samej chwili rozległ się głos dzwonka, a wkrótce do salonu wszedł hrabia Monte Christo, przyjęty okrzykami radości obojga małżonków. Jeden tylko Maksymiljan przyjął gościa milczeniem.
— Maksymiljanie — zawołał przybyły, udając, iż nie spostrzega różnicy przyjęcia — szukam cię właśnie. Przecie prosiłem cię wczoraj, byś był gotowy do podróży.
— Jestem gotowy udać się w drogę najdalszą choćby — odpowiedział matowym głosem młodzieniec — przyszedłem zaś tutaj, by się z mymi najbliższymi pożegnać.
— Dokąd, hrabio, zamierzasz uciekać? — zapytała Julja.
— Narazie jedziemy do Marsylji, zaś stamtąd gdzieś dalej w świat. Myślę, że bratu waszemu, który bardzo osowiał mi jakoś, zmiana miejsca najlepiej zrobi. To też żegnaj się, Maksymiljanie, gdyż powóz podróżny czeka już na nas przed bramą, uprzedzam cię przytem, iż musimy spieszyć się bardzo, gdyż za pięć dni muszę być w Rzymie.
— Ależ Maksymiljan nie jedzie przecież do Rzymu? — zawołał Emanuel ze zdziwieniem — nie wspominał nam nigdy, by miał taki projekt! Niema nawet paszportu.
— Owszem, paszport mam — odpowiedział Morrel apatycznie — zaś jadę wszędzie tam, dokąd tylko hrabia zechce mnie zawieźć. Na cały miesiąc bowiem oddałem mu się w niewolę
Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 04.djvu/222
Ta strona została uwierzytelniona.