DOM W ALEI MEILLAN.
Powóz potoczył się dalej i dalej, z szybkością huraganu.
W wnętrzu jego panowało głuche milczenie, nakoniec przerwał je hrabia.
— Maksymiljanie — rzekł — patrząc na ciebie, mam wrażenie, jakbym ci wyrządził wielką przykrość, wyrywając cię z Paryża. Wierzaj mi, że gdybym wiedział, że czeka cię w tym Paryżu szczęście — napewnobym cię w nim zostawił.
— Ach, szczęście!... Nie myślę o niem... w Paryżu jednak pozostało ciało Walentyny i ja teraz się od niej oddalam.
— Morrelu! Bliscy nasi, którzy nas porzucili, nie w ziemi spoczywają, lecz w sercach naszych; zaś odeszli oni od nas, bo Bóg chciał tego, a z Jego wolą świętą zgodzić się zawsze trzeba. Pomyślał nad tem, przyjacielu, i niech z tą myślą spłynie na ciebie ukojenie.
Młodzieniec nic jednak na to nie odpowiedział, więc w powozie znów zapanowało głuche milczenie.
Powóz toczył się po drodze z szybkością lotu ptaka. Mijali miasta, wsie, pojedyńcze domy i nagie już nieomal drzewa, rozrzucające po polach resztki swych czerwono-złotych liści. Wszystko to znikało w mgle, jak widma.
Nazajutrz rankiem stanęli w Chalons, gdzie oczekiwał na nich statek hrabiego, gotowy do drogi.
Powóz, nie zatrzymując się w pędzie, wjechał na jego po-