— Tak. Wiedziałem o tem — odpowiedział Monte Christo.
— Skąd wiedzieć mogłeś? — ze zdumieniem zapytał Morrel — patrzyłeś przecież, hrabio, w zupełnie przeciwną stronę?
Hrabia uśmiechnął się łagodnie, swym nadziemskim uśmiechem, i — nie odpowiadając — patrzył dalej na zawoalowaną kobietę, póki nie znikła ona w bocznej uliczce.
— Mój drogi — powiedział po chwili — czy masz co do czynienia w tem mieście?
— Chciałbym pomodlić się na grobie mego ojca — odpowiedział młodzieniec.
— A więc idź, nie spiesząc się; za parę godzin, gdy słońce skłaniać się już będzie ku zachodowi i ja tam przyjdę do ciebie.
— Opuszczasz mnie, hrabio?
— Tak, bo i ja mam tutaj swoje święte sprawy.
Gdy Monte Christo pozostał sam, czas dłuższy trwał w zadumie, następnie zaś szybkim krokiem udał się w stronę alei Meillan, do domku, który na początku tej powieści poznali nasi czytelnicy. Mieszkał w nim przecież ojciec Dantesa.
Hrabia, jak sobie może czytelnicy przypominają, dom ten, będący obecnie jego własnością, oddał cały do rozporządzenia Alberta i Mercedes.
Do domu tego weszła owa zawoalowana niewiasta, która przed chwilą żegnała kogoś, a teraz wracała sama.
Hrabia z oddali podążał za nią. Gdy weszła do sieni, nie poszła jednak na górę, lecz udała się do ogrodu, znajdującego się na tyłach domku, i weszła na próg altanki, okrytej jaśminami, gdzie oddała się żalom i westchnieniom, zalewając się łzami.
Sądząc, że jest sama, dała folgę swemu zbolałemu sercu, pozwalając płynąć swobodnie łzom i nie tłumiąc westchnień, z któremi kryła się, nawet w obecności swego syna.
Monte Christo postąpił parę kroków, a wtedy skrzyp piasku zdradził jego kroki.
Mercedes uniosła głowę i krzyknęła z przestrachu.
Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 04.djvu/228
Ta strona została uwierzytelniona.