— Do Ankony — dał polecenie pan Pastrini w imieniu Danglarsa...
Baron zamierzał bowiem przez Wenecję i Gorycję udać się do Wiednia i tam osiąść na stałe, jako w mieście nie drogiem, a bardzo wesołem.
Zaledwie powóz opuścił bramy Rzymu, zaczęło się ściemniać.
Danglars nie lubił jeździć po nocy, że zaś teraz niebardzo mu się już śpieszyło, zapytał przeto pocztyljona, jak daleko mają do najbliższej stacji, gdzieby się można przespać?
— Non capisco... Nie rozumiem — odpowiedział zapytany.
Baron z powagą kiwnął głową, jakby chciał powiedzieć:
— Doskonale.
Powóz toczył się dalej.
— Na pierwszej stacji zanocuję — powiedział do siebie Danglars, układając się na sprężynowych poduszkach.
I zaczął marzyć, jak to on urządzi sobie teraz życie, po szczęśliwem bankructwie?! — uśmiechając się rozkosznie.
Potem myślał ze trzy minuty o żonie, w Paryżu pozostawionej, i ze dwie minuty o córce, wreszcie, z minut dziesięć o wszystkich przyjaciółkach, od których, niestety coraz bardziej się oddalał. Na oczy jego spadła wreszcie wizja różowo-białych wiedenek, które.... już tam oczekują go nad modrym Dunajem... i zasnął.
Kiedy niekiedy, gdy powóz doznał silniejszego wstrząśnienia, otwierał oczy, by przekonać się, iż powóz z wyjątkową wprawdzie szybkością, lecz ciągle jeszcze toczy się w pobliżu Rzymu.
Noc była zimna, ciemna i słotna. Przy takiej pogodzie o wiele przyjemniej jest leżeć sobie w głębi powozu i drzemać aniżeli wychylać głowę i zapytywać o cośkolwiek pocztyljona, zwłaszcza, że ten na wszystkie zapytania ma jednę odpowiedź „non capisco“.
Danglars drzemał więc nieprzerwanie z tą błogą, świadomością, że dowie się przecież o wszystkiem na pierwszym postoju.
Powóz zatrzymał się wreszcie.
Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 04.djvu/250
Ta strona została uwierzytelniona.