— Dzięki Ci, Boże — szepnął — to jest istotnie łoże, a nie śmierć, na którą się już gotowałem.
Po raz drugi, w ciągu godziny, wezwał imienia Boga, o którym od lat dziecięcych zapomniał nieomal zupełnie.
— Ecco — rzekł przewodnik, następnie popchnął Danglarsa, zamykając za nim drzwi.
Danglars miał więc możność poznania osobiście Luigiego Wampa, w istnienie którego uporczywie nie chciał wierzyć mimo opowiadań Alberta de Morcef.
Poznał nietylko słynnego bandytę, ale nawet i grotę, w której Morcef był zamknięty, ponieważ i jego w tej samej uwięziono. Była ona najwidoczniej celą honorową, rezerwowaną wyłącznie dla bogatych cudzoziemców.
Wspomnienia opowiadań Morcefa dodały mu jednak otuchy. Alberta bandyci nie zabili przecież, zadawalając się wykupem.
I z nim przeto tak samo będzie.
Przypomniał sobie, iż Morcef musiał wykupić się czterema tysiącami luidorów, co się równa sumie 80.000 franków.
Że zaś cenił siebie znacznie więcej, aniżeli Morcefa, przypuszczał przeto, że od niego zażądają sumy conajmniej podwójnej, to znaczy, iż przyjdzie mu zapłacić 160.000... no!... 200.000 franków.
Miał zaś pięć miljonów i pięćdziesiąt tysięcy franków. Pozostanie mu więc jeszcze wcale pokaźna sumka, z której wyżyć będzie można od biedy. Nawet — bez biedy. Więcej: — wesoło!
To zestawienie cyfrowe uspokoiło go ogromnie. Nie było przecież przykładu, by kogoś oceniono na sumę pięciu zgórą miljonów! Więc i z nim nic podobnego nie będzie i wyjdzie z przeprawy — prawda, że z okrojoną nieco kurtą, ale najzupełniej jeszcze cały.
Myśli te takiej dodały Danglarsowi odwagi, że zaledwie raz jeden na bok się przewrócił, a następnie zasnął jak najspokojniej, jak ów bohater, nad życiem którego z takim pietyzmem zastanawiał się sam Luigi Wampa.
Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 04.djvu/255
Ta strona została uwierzytelniona.