— Walentyno!... Walentyno! — zawołał w marzeniu Morrel, bo usta dźwięku nie wydały, poruszyły się tylko.
— On woła cię — rzekł hrabia — wzywa cię wśród snu głębokiego, takiego zupełnie, jakiemu tyś powierzyła swój los. Dwukrotnie pokonałem śmierć, która miała was rozłączyć. Patrz, Walentyno, oto on, mąż twój, tylko dlatego, by ciebie zobaczyć w zaświatach, rzucił się w objęcia śmierci, zstąpił do grobu.
Gdyby nie ja, — umarlibyście oboje i oby Bóg zechciał mi to policzyć, jako zasługę na Sądzie Ostatecznym.
Walentyna pochwyciła rękę hrabiego i w niepokonanym porywie wdzięczności ucałowała ją gorąco.
— O tak, dziękuj mi i powtórz mi to nie raz, że istotnie uczyniłem dla was coś dobrego, bo wierzaj mi, iż potrzebuję bardzo takiej pociechy.
— O... tak!... Dziękuję ci z całej duszy — rzekła Walentyna — jeżelibyś wątpił w szczerość mych dla ciebie uczuć, zapytaj się Hayde, zapytaj się mej najdroższej siostry Hayde, która potrafiła, przez czas tak bardzo długi, dnie mych wyczekiwań uczynić znośnemi, mówiąc mi o dniu szczęśliwym, który miał dla mnie nadejść, świt którego w tej właśnie oto przeżywam chwili.
— Więc ty, Walentyno, kochasz Hayde naprawdę? — zapytał Monte Christo ze wzruszeniem, które napróżno starał się ukryć.
— Czy kocham Hayde? — zawołała Walentyna. — O! tego jest pewna moja dusza!
— A więc słuchaj mnie, Walentyno, błagać cię będę o jednę łaskę.
— Mnie?... Wielki Boże!... Czyżbym mogła istotnie być tak szczęśliwą?
— Wierzaj, iż możesz mi zrobić dużo dobrego. Nazwałaś Hayde siostrą swoją, uznaj ją więc istotnie jako swoją siostrę i obdarz ją prawdziwie siostrzanem uczuciem, wspieraj ją wraz ze swym mężem we wszystkich jej poczynaniach, bo pozostanie ona sama jedna na świecie.
Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 04.djvu/278
Ta strona została uwierzytelniona.