Z twarzy Parryego spojrzenie starca przeniosło się zaraz na twarz monarchy i zatrzymało się na niej przez chwilę.
Zaledwie poznał młodszego z podróżnych — mówimy, poznał, — gdyż tylko poznanie mogłoby wytłomaczyć jego znalezienie się — zaledwie go więc poznał, złożył ręce z wyrazem najwyższego podziwu, a następnie, zdjąwszy kapelusz, skłonił się z szacunkiem tak nisko, iż możnaby powiedzieć, że przyklęknął na jedno kolano.
Podobny objaw szacunku zwrócił uwagę Karola, jakkolwiek był zamyślony, a raczej głęboko zadumany.
Król Anglji zatrzymał konia i, odwróciwszy się do Parryego, zapytał:
— Mój Boże... Parry... co to za człowiek tak mnie pozdrawia?... Czyżby mnie znał przypadkiem?...
Parry, wzruszony, blady, już pomknął ku bramie.
— Najjaśniejszy Panie — odrzekł, zatrzymując się o pięć czy sześć kroków od klęczącego wciąż starca.. — Najjaśniejszy Panie!... widzisz moje zdziwienie, zdaje mi się bowiem, iż poznaję tego dzielnego człowieka.... Ależ tak! nie mylę się... to on!... Czy Wasza Królewska Mość pozwoli mi, bym do niego przemówił?...
— Naturalnie.
— Czy to ty?... panie Grimaud?... — zapytał Parry.
— Tak, to ja — odrzekł starzec, prostując się, lecz nie tracąc postawy pełnej szacunku.
— Najjaśniejszy Panie — rzekł wtedy Parry — ten człowiek jest służącym hrabiego de La Fere, a hrabia de La Fere, jest, jeżeli sobie Wasza Królewska Mość przypomina, owym szlachcicem, o którym mówiłem tak często, a którego nazwisko nieraz zapewne dźwięczy w głowie i sercu Waszej Królewskiej Mości.
— To ten, co był obecny przy śmierci mego ojca?... — zapytał Karol.
Król Anglji zadrżał widocznie na to smutne wspomnienie.
— Ten sam, Najjaśniejszy Panie.
— Niestety!... — rzekł Karol.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/104
Ta strona została uwierzytelniona.
— 104 —