Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/125

Ta strona została uwierzytelniona.
—   125   —

stwa, to mogę mieć nadzieję, iż nigdy nie zostaną pobici. Ale pan przecie chce doprowadzić do jakiegoś rezultatu?...
— Naturalnie!... Chcę za pomocą sposobu przeze mnie obmyślanego, wprowadzić jak najśpieszniej na tron Karola II-go.
— Aha!... doskonale!... — zawołał Planchet, podwajając uwagę. — A jaki to sposób?... Ale przedewszystkiem zdaje mi się, że zapomnieliśmy o jednej rzeczy.
— O czem?...
— Naród już nam nie przeszkadza... to już ułożone... bo naród woli śpiewać fraszki, niż rzeczy poważne... Armja także nam nie przeszkadza, bo się z nią bić nie będziemy... to także ułożone... ale pozostaje parlament, który nie lubi wogóle ani śpiewać, ani bić się.
— Właśnie... ani bić się!... Doprawdy, dziwię ci się, Planchet, jak możesz, ty, człowiek rozumny, kłopotać się garstka ludzi, co nie mają nic lepszego do roboty, jak wrzeszczeć bezustannie?... Parlament nic mnie nie obchodzi!...
— Któż pana obchodzi wreszcie?...
— Jest taki, nazywa się generał Monck. On wkrótce będzie miał pod swą władzą całą Anglję.
— No i co z tym Monckiem?
— Jadę tam, mój kochany, przy pomocy moich czterdziestu ludzi porywam go, pakuję i wywożę do Francji, gdzie oczom moim olśnionym przedstawiają się dwa świetne plany.
— I moim także — zawołał Planchet zachwycony. — Wsadzamy go do klatki i pokazujemy za pieniądze!...
— To już trzeci plan, o którym nie pomyślałem... przyznaję ci patent na ten wynalazek.
— Sądzisz pan, że dobry?...
— Doskonały... ale zdaje mi się, że moje są lepsze.
Zobaczmy
— Pierwszy: nakładam na niego okup.
— W jakiej sumie?...
— Taki pan wart co najmniej sto tysięcy dukatów...
— Naturalnie.
— A więc, jak widzisz, albo nakładam na niego okup...