Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/128

Ta strona została uwierzytelniona.
—   128   —

— A, domyślam się — mówił dalej Planchet, coraz więcej zatrwożony — wyprawa była przykra i trudna.
— Tak jest — odpowiedział d‘Artagnan.
Dreszcz przebiegł wszystkie członki Plancheta.
— Napiłbym się — rzekł muszkieter, podnosząc głowę.
Planchet pobiegł do szafy i nalał w dużą szklankę wina.
D‘Artagnan spojrzał na butelkę.
— Jakie to wino?.. — zapytał.
— Ach, to wino, które pan najlepiej lubisz — rzekł Planchet — to dobre, stare wino andegaweńskie, za jakie kiedyś o mało cośmy wszyscy zbyt drogo nie zapłacili.
— Aha!... — odpowiedział d‘Artagnan z melancholijnym uśmiechem — a! mój zacny Planchet, czym ja wart jeszcze pić to dobre wino?
— Panie d‘Artagnan, kochany panie — rzekł Planchet, udając spokojność z nadludzkim wysiłkiem, kiedy wszystkie muskuły ściągnięte, bladość i drżenie zdradzały go i okazywały największą trwogę. — I ja byłem żołnierzem, a więc mam odwagę; nie zwłócz pan, powiedz; straciliśmy nasze pieniądze, wszak prawda?
D‘Artagnan przez chwilę nic nie odpowiedział; chwila ta wydawała się wiekiem dla korzennika, chociaż muszkieter przez ten czas tylko się obrócił na krześle.
— A gdyby tak było, — rzekł powoli, kołysząc głową z góry na dół, — cobyś na to powiedział, mój przyjacielu?..
Planchet blady był, teraz stał się żółty.
Zdawało się, że połknął język, tak mu gardło nabrzmiało, a oczy zaczerwieniły się.
— Dwadzieścia tysięcy liwrów!.. — zawołał z rozpaczą, — dwadzieścia tysięcy liwrów!...
D‘Artagnan z głową pochyloną, nogami wyciągniętemi, rękami spuszczonemi, podobny był do posągu trwogi.
Planchet wydobył bolesne westchnienie z najgłębszych komórek swoich piersi.
— Ha!... stało się!... — mówił dalej, — już wiem, co się