Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/130

Ta strona została uwierzytelniona.
—   130   —

— Abdon!... Abdon!... — wrzeszczał Planchet przez okno.
— Przyprowadź konia — wołał d‘Artagnan.
— Przyprowadź konia — krzyczał Planchet.
— A teraz, dziesięć liwrów pocztyljonowi — rzekł d‘Artagnan tonem, jakiego zwykł używać na placu musztry — dwóch chłopców do przeniesienia pierwszych worków i dwóch do przeniesienia dwóch drugich worków, a potem ognia, do kroćset!...
Planchet pobiegł po schodach, jakby go djabeł gonił.
W chwilę potem chłopcy wstępowali na schody, uginając się pod ciężarem.
D‘Artagnan odprawił ich, zamknął starannie drzwi i, zwracając się ku Planchetowi, który teraz z kolei oszalał, rzekł.
— Teraz rozprawimy się.
Rozłożył na podłodze szeroką kołdrę i wysypał pierwszy worek.
Planchet tak samo postąpił z drugim, potem d‘Artagnan trzeci nożem wypaproszył.
Kiedy Planchet usłyszał powabny dźwięk złota i srebra, kiedy ujrzał wypadające z worka błyszczące sztuki złota, podskakujące jak ryby, wyrzucone z sieci, kiedy uczuł, że po kostki brodzi we wznoszącem się ciągle bagnie złota, przeraził się, potoczył się, jak człowiek, rażony piorunem, i zwalił się ciężko na ogromną kupę, którą ciężar jego zgruchotał z trzaskiem, niepodobnem do opisania.
Planchet ze zbytku radości stracił przytomność.
D‘Artagnan wylał mu na twarz szklankę białego wina, co mu natychmiast przywróciło zmysły.
— A, mój Boże!... a, mój Boże, a!... — mówił Planchet, obcierając wąsy i brodę.
W owym czasie, tak jak dziś, korzennicy nosili wąsy dawnych francuskich rycerzy i brody dawnych żołnierzy niemieckich; lecz złote kąpiele, bardzo rzadkie i w owym czasie, dziś są prawie nieznane.
— Do kroćset!... — rzekł d‘Artagnan — tu jest dla ciebie