Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/141

Ta strona została uwierzytelniona.
—   141   —

rajtar, ale jeżeli dłużej tak się bić będzie, niema żadnej wątpilwości, że nie wygra bitwy takiej... jak Rocroy...
— Niema wojska — przerwał kawaler Lotaryński.
— Król Holandji, jego sprzymierzeniec, dostarczy mu żołnierzy. Jabym mu także dał, gdybym był królem Francji.
Ludwik XIV-ty jeszcze raz zaczerwienił się.
Mazarini udawał, że z największa uwaga zastanawia się nad grą.
— W tej chwili — rzekł hrabia de Guiche — los nieszczęśliwego księcia jest rozstrzygnięty. Jeżeli Monckowi udało się go oszukać, zginął. Więzienie, a może śmierć, dokończą tego, co wygnanie, wojna i niedostatek zaczęły.
Mazarini zmarszczył brwi.
— Czy to pewne — rzekł Ludwik XIV — że król Karol II-gi opuścił Hagę?
— Niewątpliwe, Najjaśniejszy panie — odpowiedział młodzieniec. — Ojciec mój otrzymał list, opisujący wszystkie szczegóły; wiadomo nawet, że król wylądował w Duwrze, rybacy widzieli go, wchodzącego do portu; reszta jest jeszcze tajemnicą.
— Chciałbym się dowiedzieć, co się dalej stało — rzekł porywczo Filip... Czy nie wiesz, bracie?...
Ludwik XIV-ty znów się zaczerwienił. Było to już po raz trzeci w przeciągu godziny.
— Zapytaj pana kardynała — odpowiedział tonem, który zdziwił Mazariniego, Annę Austrjacką i całe zgromadzenie.
— To znaczy, mój synu — przerwała z uśmiechem Anna Austrjacka — że król nie lubi, ażeby rozmawiano o sprawach państwa gdzieindziej, tylko na radzie.
Filip przyjął napomnienie i z uśmiechem ukłonił się nisko najprzód królowi, a potem matce. Lecz Mazarini spostrzegł kątem oka, że gromadka osób zebrała się w rogu sali i że książę Orleański z hrabią de Guiche i kawalerem Lotaryńskim, którym nie pozwolono mówić głośno, mogli więcej powiedzieć sobie pocichu, niżby powiedzieć należało. Spoglądał węc na nich zukosa, okiem pełnem nieufności i obawy, i na-