Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/142

Ta strona została uwierzytelniona.
—   142   —

kłaniał Annę Austrjacką, ażeby nastraszyła to odosobnione zgromadzenie, gdy nagle Bernouin, wszedłszy przez drzwiczki z za łóżka, szepnął do ucha swego pana:
— Posłaniec od Jego Królewskiej Mości króla Anglji.
Mazarini nie mógł ukryć lekkiego wzruszenia, które król dostrzegł. Przez delikatność Ludwik XIV-ty powstał, a zbliżywszy się do kardynała, życzył mu dobrej nocy.
Całe zgromadzenie podniosło się, z hałasem odstawiając krzesła i posuwając stoły.
— Skoro się wszyscy rozejdą — rzekł Mazarini cicho do Ludwika XIV-go — racz mi, Najjaśniejszy Panie, kilka minut poświęcić. Dowiedziałem się o wypadku, o którym pragnę jeszcze dziś wieczór pomówić z Waszą Królewską Mością.
— Czy królowe mają także zostać?... — zapytał Ludwik XIV-ty.
— I książę Andegaweński — rzekł kardynał.
Potem spuścił firanki, zakrywając łóżka, jednak nie stracił z uwagi spiskowych.
— Panie hrabio de Guiche — rzekł rozstrojonym głosem, wdziewając szlafrok, podany przez Bernouina.
— Jestem — odpowiedział młodzieniec, zbliżając się ku firankom.
— Weź moje karty, jesteś szczęśliwy... Wygraj dla mnie cokolwiek pieniędzy od tych panów.
— Dobrze.
Młodzieniec usiadł przy stoliku, od którego król oddalił się dla rozmowy z królowemi.
Zaczęła się gra, dość wysoka, pomiędzy hrabią i bogatymi dworzanami.
Filip rozmawiał o strojach z kawalerem Lotaryńskim, i nie słyszano już z za firanek alkowy szelestu sukni jedwabnej kardynała.
Kardynał odszedł za Bernouinem do gabinetu, przyległego do sypialnego pokoju.