Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/15

Ta strona została uwierzytelniona.
—   15   —

— Pan wiechrabia!... w Blois!... — zawołał — ależ to cud prawdziwy!... Dzień dobry, panie Raulu, dzień dobry!...
— Moje uszanowanie, panie de Saint-Remy.
— Jakże się ucieszy pani de la Vall... to jest, chciałem powiedzieć pani de Saint-Remy, gdy pana ujrzy. Ale chodź pan. Jego królewska wysokość siedzi właśnie przy śniadaniu... Może należy go zaraz zawiadomić; czy sprawa bardzo ważna?...
— Tak i nie, panie de Saint-Remy; w każdym razie opóźnienie sprawiłoby, jak sadzę, przykrość Jego królewskiej wysokości.
— W takim razie chodźmy prędko, bardzo prędko — zawołał poczciwiec i puścił się przodem.
Raul szedł za nim z kapeluszem w reku, przestraszony nieco odgłosem, jaki wydawały jego ostrogi na posadzkach tych olbrzymich sal.
Odgłos kroków przyśpieszonych, zapach wina i mięsa, dźwięk kryształów i talerzy uprzedził go, iż wkrótce znajdzie się u celu swej podróży.
Paziowie, lokaje i oficerowie, zgromadzeni w pokoju, poprzedzającym jadalnię, przyjęli nowoprzybyłego z grzecznością, przysłowiową w tym kraju. Niektórzy znali Raula osobiście, wszyscy zaś wiedzieli, iż przybywa z Paryża. Zdawałoby się, że przybycie jego powstrzymało na chwilę zwykły bieg służby.
Jeden z paziów, który właśnie napełniał winem kielich Jego królewskiej wysokości, z dziecięcą ciekawością odwrócił się, nie przestając jednak wcale nalewać dalej wina, nie do kielicha wprawdzie, lecz na obrus.
Księżna pani, nie będąc tak zajętą, jak jej dostojny małżonek, dostrzegła roztargnienie pazia.
— Co tam?... — spytała.
— Co tam?... — powtórzył książę — co się stało?...
Pan de Saint-Remy, wsunąwszy głowę przez drzwi, uważał za stosowne skorzystać z tej chwili.
— Ośmielam się niepokoić Waszą wysokość.
— Dlaczego?... — zapytał książę Gaston, nakładając sobie na talerz kawałek łososia.