Mazarini mocno się zarumienił, czytając list królowej Anny, uśmiechnął się grzecznie do Colberta i pożegnał go.
— Na kiedy odpowiedź?... — spytał kurjer pokornie.
— Na jutro.
— Jutro rano?...
— Tak jest.
Colbert, wychodząc, spróbował najwspanialszego ukłonu, na jaki umiał się zdobyć.
Nazajutrz o siódmej już był w pogotowiu; Mazarini do dziesiątej kazał mu czekać. Colbert, czekając w przedpokoju, ani zmarszczył brwi; gdy kolej na niego przyszła, wszedł.
Mazarini oddał mu wtedy zapieczętowany pakiet, na którym napisane były te słowa: „Do Pana Michała Letellier i t. d.“
Colbert patrzył z wielką uwagą na pakiet; kardynał spojrzał na niego uprzejmie i popchnął go ku drzwiom.
— A list królowej matki?... — zapytał Colbert.
— Jest w pakiecie z innemi, — rzekł Mazarini.
— A!... to bardzo dobrze, — odpowiedział Colbert, a przytrzymując swój kapelusz kolanami, zaczął odpieczętowywać pakiet.
Mazarini krzyknął.
— Co robisz!... — rzekł grubjańsko.
— Odpieczętowywam pakiet, Wasza przewielebność.
— Czy mi nie ufasz, łotrze, czy kto słyszał o podobnej impertynencji!...
— O!... niech Wasza przewielebność na mnie się nie gniewa; ja nie o słowach Waszej przewielebności powątpiewam... a!... broń mnie Boże!...
— A więc o czemże?...
— O akuratności kancelarii Waszej przewielebności. Ba!... cóż jest list?... świstek papieru, o którym łatwo można zapomnieć. A!.... zobacz Wasza przewielebność, czym nie miał słuszności!... Urzędnicy Waszej przewielebności zapomnieli o świstku; list nie znajduje się w pakiecie.
— Zuchwały jesteś a nie widziałeś nic, — zawołał rozgniewany Mazarini, — wychodź stąd, czekaj na me rozkazy!...
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/163
Ta strona została uwierzytelniona.
— 163 —