Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/164

Ta strona została uwierzytelniona.
—   164   —

Wyrzekłszy te słowa, z przebiegłością prawdziwie włoską wyrwał z rąk Colberta pakiet i wszedł do swoich pokoi.
Lecz ten gniew nie mógł długo trwać; zastąpiło go rozumowanie.
Mazarini co rano, otwierając drzwi swego gabinetu, znajdował Colberta, stojącego jakby na warcie za ławką, a ta nieprzyjemna osoba domagała się pokornie, ale uporczywie, listu królowej matki.
Mazarini, nie mogąc wytrzymać, zmuszony był wreszcie oddać go. Lecz, zwracając ten list, dał ostrą naganę Colbertowi, podczas której tenże ostatni oglądał pilnie, wąchał nawet odebrany papier, aby się przekonać, że to jest to samo pismo i ten sam podpis, jakby miał do czynienia z ostatnim fałszerzem w królestwie. Mazarini obszedł się z nim jeszcze ostrzej, lecz Colbert niewzruszony, przekonawszy się, że list jest ten sam wyszedł prędko, jakgdyby był głuchy.
Postępek ten miał taki skutek, iż Colbert później otrzymał miejsce Jouberta, gdyż Mazarini, zamiast urazy, podziwiał go i chciał posiadać podobnego służbistę.
Niewiele potrzebował czasu Colbert, aby pozyskał łaski kardynała; stał się dlań nawet niezbędnie potrzebnym. Znał on wszystkie rachunki kardynała, choć mu on o nich nigdy nie wspominał. Ta tajemnica między nimi stanowiła ścisłą łączność, dlatego też, mając stanąć przed Panem innego świata, Mazarini chciał zdecydować coś stanowczego, zasięgnąć dobrej rady, zanimby rozporządził dostatkami, które przymuszony był pozostawić na tym świecie.
Po odwiedzinach Guenauda, przywołał tedy Colberta, kazał mu usiąść i rzekł do niego:
— Pomówmy serjo, panie Colbert, gdyż jestem chory, a może nawet bliski śmierci.
— Człowiek jest śmiertelny — odpowiedział Colbert.
— Pamiętałem zawsze o tem... pracowałem, przewidując tę konieczność... Wiadomo panu, żem uzbierał niejaki majątek.
— Wiem o tem, wielmożny panie.