Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/175

Ta strona została uwierzytelniona.
—   175   —

— Zapewne, lecz nie masz pojęcia o głównych szczegółach tej kwestji.
— Niema rzeczy, o którejbym nie wiedział, monsiniorze; dziesięć lat już się skończyło, jak robię przegląd wszystkich cyfr, jakie we Francji się ustawiają w kolumny, a chociaż z trudem, wbiłem je sobie w głowę, teraz tak silnie w niej utkwiły, że, począwszy od śpiżarni pana Letellier, który jest wstrzemięźliwy, a skończywszy na tajemnej rozrzutności pana Fouquet, odznaczającego się hojnością, mogę cyfra po cyfrze wyliczyć wszystkie pieniądze, które się wydaje na całej przestrzeni od Marsylji aż do Cherbourga.
— Chciałbyś zatem, abym wszystkie moje pieniędze wrzucił do skrzyni królewskiej!... — z goryczą zawołał Mazarini.
— Wasza eminencja nie zrozumiał mnie. Nie obstaję bynajmniej przy tem, aby król wydawał twoje pieniądze, monsiniorze.
— O ile mi się zdaje — powiedziałeś to jak najwyraźniej, radząc, abym mu je oddał.
— A!... — odparł Colbert — dlatego, że Wasza eminencja, zajęty głównie swojem cierpieniem zapominasz zupełnie o charakterze Jego Królewskiej Mości Ludwika XIV-go.
— Jakto?
— Charakter ten, o ile mi się zdaje, a nawet ośmielę się tak wyrazić, jest takim, z jakiego spowiadałeś się przed chwilą teatynowi, monsiniorze.
— Śmiało... to jest?...
— To jest pycha. Wybacz, monsiniorze, chciałem powiedzieć, wyniosłość. Królowie pysze nie podlegają: jest to namiętność ludzka.
— Pycha... tak, masz słuszność. Co dalej?...
— Otóż, monsiniorze, jeżelim słusznie osądził, pozostaje Waszej eminencji, tylko oddać królowi wszystkie swoje pieniądze i to natychmiast.
— Ogołocić ze wszystkiego rodzinę?... — zagadnął Mazarini.
— Jeżeli tylko darowizna uczyniona będzie pod pewną formą, odrzuci ją.
— Dobrzeby było!